środa, 5 marca 2014

piętnasty

Tiffany's pov


Wstałam szybko z kanapy i zapłakana pobiegłam na górę. Co czułam? Wstyd, zniesmaczenie. Nie wiedziałam, że Francissco może być takim chujem. Nie dość, że mnie zgwałcił, to jeszcze to wszystko nagrał i wstawił do internetu. Wszyscy mogli to zobaczyć. Łącznie z Justinem, co już się stało. Skierowałam się w stronę łazienki i zamknęłam drzwi od drugiej strony, siadając przy ścianie. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam moim oczom uronić kilkadziesiąt łez. Gdy podnosiłam głowę, by zaczerpnąć trochę powietrza, słyszałam jak na dole dosłownie latają przedmioty po pokoju. Pokręciłam bezsilnie głową i ułożyłam ją ponownie na swoich rękach. To będzie za mną chodziło do końca życia. Nigdy mnie nie opuści to uczucie. Czułam się taka brudna. Brzydziłam się siebie. Szybkim ruchem podniosłam się na nogi i ściągnęłam z siebie ubrania, wchodząc pod prysznic. Odkręciłam kran i przymknęłam powieki, czując, jak kropelki wody delikatnie pieszczą moją skórą. Chciałam się pozbyć jego dotyku, tego wspomnienia. Łudziłam się, że woda mi w tym pomoże, zmyje ze mnie ten brud, tą skazę. Wzięłam do ręki gąbkę i zaczęłam nią mocno szorować swoje ciało. Nawet nie zauważyłam, że stało się ono czerwone od energicznych ruchów. Ukucnęłam i przygryzłam mocno wargę, podnosząc głowę do góry. Próbowałam patrzeć na wodę, jednak nie byłam w stanie, poprzez mrużenie oczu. Usiadłam po turecku i oparłam głowę o płytki na ścianie. Westchnęłam cicho, przymykając powieki. Dzięki temu incydentowi zdałam sobie sprawę, jak krucha jestem. Jak łatwo można mnie zranić. Wystarczy jeden ruch, bym upadła. I tak się teraz stało. Francissco mnie zniszczył. Zniszczył moją dumę, mój honor, mnie. Teraz każdy będzie mnie wytykał palcami na ulicy i krzyczał "o, patrzcie to ta dziwka, daj mi swój numer telefonu". Nie będę wychodziła z domu przez najbliższy miesiąc.
Przejechałam rękoma po twarzy i zakręciłam wodę, wychodząc spod prysznica. Owinęłam ciało ręcznikiem i wycierałam je delikatnie, patrząc się w lustro. Skrzywiłam się i odwróciła do niego tyłem, wieszając ręcznik na szafce. Ubrałam czystą bieliznę, a następnie dresy i topik. Związałam włosy w wysoki kucyk i wyszłam powoli z łazienki, siadając ostrożnie na łóżku. Wsunęłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy, ciężko oddychając.
Po chwili usłyszałam cichutkie dreptanie w moją stronę. Odwróciłam głowę i spojrzałam na małą księżniczkę.
-Tiff, coś się stało? Dlaczego płaczesz? - szepnęła Jazzy.
Małe dzieci są mądrzejsze, niż mi się wydaje.
-Nie, nic takiego mała. Chodź tu - odkryłam kawałek kołdry, by mogła się obok mnie położyć. - Dzisiaj śpisz ze mną - uśmiechnęłam się do niej ciepło, gładząc jej policzek.
Dziewczynka mocno się we mnie wtuliła i powoli zasnęła. Przejechałam dłonią po jej włosach i pocałowałam ją w czoło, przymykając powieki.
Zmęczona rozmyślaniem nad swoim życiem, zasnęłam.

~***~

Obudziło mnie słońce, przedzierające się przez rolety do środka pomieszczenia. Otworzyłam oczy, które od razy zmrużyłam. Wysunęłam się z objęć Jazzy i wstałam z łóżka, przeciągając się. Przykryłam ją bardziej kołdrą i pocałowałam w policzek, uśmiechając się lekko. Zeszłam cicho na dół, kierując się w stronę kuchni. Zmarszczyłam brwi, nie widząc nigdzie Justina. Wyciągnęłam chleb tostowy i sięgnęłam do lodówki po resztę składników. Posmarowałam chleb masłem i nałożyłam na niego żółty ser oraz jakąś szynkę, po czym włożyłam go do tostera. Przeczekałam moment i wyciągnęłam gotowe danie. Położyłam je na talerzu i biorąc naczynie w rękę, udałam się na kanapę. Włączyłam telewizor i zaczęła oglądać jakiś serial, jedząc.
Po skończonym posiłku, odłożyłam talerz na stolik i wzięłam w rękę laptopa. Odpaliłam go, a moim oczom od razu ukazała się strona, na której był zamieszczony filmik. Wzięłam głęboki wdech i odtworzyłam go. Czułam, jak na moich policzkach zbierają się łzy, których nie mogłam opanować. Przesunęłam stronę niżej, chcąc przeczytać komentarze. To było obrzydliwe, chore. Skrzywiłam się, czytając te wszystkie głupoty, jakie ludzie powypisywali pod tym wideo. Czułam się jeszcze gorzej. Złapałam się za brzuch i odłożyłam szybko laptopa na bok, biegnąc do łazienki. Otworzyłam klapę od toalety i zwymiotowałam, trzymając na boku włosy. Przerasta mnie to.. Jest źle, jest bardzo źle. Nacisnęłam na spłuczkę i wyszłam z łazienki, siadając ponownie na kanapie. Wróciłam do oglądania serialu, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Odwróciłam głowę i zobaczyłam zdenerwowanego Justina.
-Gdzie byłeś? - mruknęłam, unosząc brwi.
-Jak się czujesz? - zignorował moje pytanie, podchodząc do mnie i usiadł obok, na kanapie.
-Źle, al powiedz mi, gdzie byłeś - naciskałam na niego, chcąc znać odpowiedź.
-Załatwiałem, by ten filmik zniknął z internetu - odparł, przeczesując włosy ręką. - Gdzie Jazzy?
-Śpi na górze, nie martw się - pokiwałam powoli głową.
-Dobrze. Przepraszam Tiffany, ale nie wiem, jak ci pomóc - powiedział z bólem w głosie.
-Po prostu bądź, dobrze? - szepnęłam, wtulając się w niego mocno.
-Nigdzie nie odejdę, obiecuję - pocałował mnie w głowę, kołysząc nami lekko.
-Dziękuję.
-Za miłość się nie dziękuję - wymamrotał, na co zachichotałam cicho.
Może moje życie stało się beznadziejne, ale były jednak takie osoby, które sprawiały, że nie wszystko jest jeszcze stracone.
-Zadzwonić do Destiny, by przyszła? - zapytał.
-Później, dobrze? Jace też może przyjść - pokiwałam głową, zgadzając się na ich przybycie.
-Okej, kocham cię księżniczko i postaram się, byś chociaż w części tego nie pamiętała - szepnął mi na ucho.
-Wiesz co? - uniosła głowę, patrząc się w jego oczy.
-Hm?
-Mam cudownego chłopaka - uśmiechnęłam się, muskając lekko jego usta.
-A ja cudowną dziewczynę - przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
Przymknęłam swoje powieki i westchnęłam, uśmiechając się do siebie. Jest jakaś cząstka nadziei, że moje życie nie będzie takie beznadziejne.
I właśnie zasnęłam w ramionach chłopaka, który był tą nadzieją.


_____________________________________________________
ym, wybaczcie, że mam szkołę i testy w kwietniu. oleję swoje oceny, by wejść tu i napisać rozdział, bo przecież to jest ważniejsze niż zadbanie o swoją przyszłość. będę pamiętać :)
jeśli coś wam się nie podoba, to nie wchodźcie i nie traćcie swojego czasu. piszcie własnego bloga..
a dla reszty - dziękuję.
@jelenadestiny

piątek, 21 lutego 2014

czternasty

3 miesiące później

Justin's pov

Wszystko było idealne. Nasz związek, jej zdrowie, nasze relacje. Wszystko się układało. Pogodziliśmy się i wyjaśniliśmy sobie kilka spraw. Tak naprawdę nie potrafię bez niej żyć, jest wszystkim. Kocham ją całym moim sercem i nie wiedziałem, że będę w stanie kogoś jeszcze pokochać, jak Cailin. Jeśli istniejesz, to dziękuję Ci, Boże za nią.
Jazzy umierała za Tiffany. Codziennie się o nią dopytywała. Nawet raz poszła ze mną do szpitala i podarowała Tiff swojego misia, którego zawsze miała, gdy była chora. Mają bardzo dobry kontakt ze sobą i mogę powiedzieć, że się od siebie uzależniły.
Spojrzałem na nie, bawiące się na dywanie i uśmiechnąłem się do siebie. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Bo jestem. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie dzięki tym dwóm księżniczkom.
Jasmine, Destiny i Jace to najlepsi przyjaciele, jakich mogłem sobie wymarzyć, naprawdę. Pomagali nam przejść ten trudny okres. Mają swoje problemy, a zajmowali się nami. To skarb mieć takie osoby przy swoim boku.
Tiffany skończyła z gangiem raz, na zawsze. Sama chciała. Nie musiałem jej nawet do tego zmuszać. Stała się silniejszą osobą i patrzy realnie w przyszłość.
Francissco się od nas odczepił. Zdziwiłem się, że nic nie zrobił z tym pobiciem. Narzekać nie będę.
A Blair.. Zabije suke, gdy tylko przyjdzie okazja. Do tej pory miałem szacunek do kobiet i nigdy żadnej nie uderzyłem, ale jeżeli ktoś robi krzywdę osobie, którą kocham, to mogę zrobić wyjątek.
A ja?
Mam już wszystko czego chcę.
Wyrwałem się z rozmyślania nad swoim życiem i spojrzałem na ekran laptopa, szukając informacji o pewnym chłopaku. Miałem go sprawdzić dla Jasmine, nic takiego. Już miałem klikać, by wyświetlić następną stronę, ale pewne zdjęcie przykuło moją uwagę. Zbliżyłem twarz do monitora i rozszerzyłem oczy, rozpoznając osobę na fotografii. Wszedłem w ten link i zacisnąłem szczękę, czekając, aż strona się załaduje. Trwało to zaledwie kilka sekund ale dla mnie to była wieczność. I szczerze wolałbym by była to wieczność, bo to, co zobaczyłem.. Nie spodziewałem się tego, nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy bym się tego nie spodziewał. To było jak cios w serce, nie.. Wszystko już wracało do normy, dlaczego musiało się zjebać? Pokręciłem głową, kopiąc w stolik przede mną. Wkurwiłem się i zamknąłem laptopa, rzucając go o podłogę. Kątem oka zauważyłem, jak Tiffany każe iść Jazzy na górę, po czym usiadła obok mnie, na kanapie, gładząc moje ramię.
Upokorzenie i wstyd. To jest to, co teraz czułem. Nie do niej, nie do niego. Do siebie, że pozwoliłem, by to się stało, że pozwoliłem, by to przeszła. Byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem nawet myśleć. Przejechałem rękoma po twarzy i wziąłem głęboki wdech, patrząc się na Tiffany, która przygryzała nerwowo wargę. Zawsze to robiła, gdy się czymś denerwowała.
-Co się stało? - szepnęła, kładąc dwa palce pod moją brodą i podnosząc ją w swoją stronę.
Zacisnąłem mocniej szczękę, nic nie mówiąc.
-Justin, proszę, powiedz mi - nalegała.
-Nie spodoba ci się to - mruknąłem, oblizując usta.
-Powiedz - przełknęła ślinę, cofając rękę.
-Francissco nagrał ten gwałt i wstawił go do internetu - powiedziałem na jednym wydechu i schowałem twarz w dłoniach, słysząc cichutki szloch mojej dziewczyny.


________________________________________________
wybaczcie, że taki krótki, ale to taka zapowiedź przed piętnastym rozdziałem!!
@jelenadestiny

czwartek, 13 lutego 2014

trzynasty

Justin's Pov

Siedziałem cały czas na korytarzu czekając na informację o mojej dziewczynie,Jazzy siedziała razem z Destiny w kąciku dla dzieci,ja pierdole,co ja narobiłem,gdybym ją wysłuchał nie poznałbym tej pierdolonej szmaty Blair,a Tiffany nie walczyłaby teraz o życie.
-Co się do cholery stało?-krzyknęła przerażona Jasmine podchodząc do nas.-To Twoja pierdolona wina Justin!To wszystko Twoja wina!-krzyczała kręcąc głową.-Nie zasługujesz na nią!
-Jasmine..proszę uspokój się..-szepnąłem. 
-Poleciałeś do innej,a ta suka biła Ci dziecko a następnie strzeliła do Tiff,a to Twoja wina,bo gdybyś miał głowę nic by się nie stało!
Westchnąłem ciężko i przytuliłem moją siostrę,by już przestała krzyczeć.Ma racje,to moja wina,ale ona i tak stwierdziła,że to nie prawda,bo to ona robiła źle,nie prawda.Wytrzymała ten gwałt,to jak ją potraktowałem wtedy w klubie,uratowała Jazzy od Blair,ona wszystko robiła dobrze,a ja ją traktowałem jak sukę,odpychałem ją,była matką Jazmyn,nie prawdziwą,ale to jak Jazzy tęskniła za nią,to jak Jace i Jasmine tęsknili za nią..to jak ja umierałem z tęsknoty do niej..
Zsunąłem się po ścianie i zacisnąłem szczękę odchylając głowę w tył.

Po paru godzinach przyszedł do nas Jace,jako jedyny chyba był najbardziej ogarnięty,co chwile pytał lekarzy,ale chuje jak zwykle nic nie wiedzą,pielęgniarki opowiadają sobie żarty przed salą operacyjną,gdybym tylko mógł rozwaliłbym im twarze,moja miłość tam umiera a one co kurwa żartują sobie?Ja pierdole. 
Po parunastu minutach wyszedł lekarz i podeszli do mnie. 
-Pan z rodziny?-uniósł brwi,podniosłem się i poprawiłem bluzę.
-Tak,to..to moja narzeczona.-kiwnąłem głową kątem oka widząc jak każdy z moich bliskich patrzy na mnie zaszokowany.
-Oh,więc w takim razie dziewczyna jest już w stanie stabilnym,bardzo osłabiona..teraz śpi,na szczęście szybko przerwaliśmy krwotok,tak samo kula ją jakimś cudem drasnęła,ale jeżeli będzie taka możliwość bliznę również usuniemy,jak na razie jej brzuch jest owinięty bandażem.-powiedział mężczyzna trzymając jakieś papiery wa rękach. 
-Czy można do niej wejść?-spytałem podwijając rękawy bluzy. 
-Jedna osoba,czyli pan.-wskazał na mnie dłonią a później spojrzał na resztę i kiwnął głową w geście przeprosin.
Zmierzwiłem włosy i wszedłem do sali,przełknąłem ślinę widząc moją dziewczynkę leżącą na szpitalnym łóżku,podłączoną do wszystkich tych kabli.Usiadłem na krześle przysuwając go do łóżka.Chwyciłem jej dłoń a ona otworzyła oczy patrząc na mnie.
-Hej skarbie.-mruknąłem przygryzając dolną wargę,by pohamować łzy. 
-Hej.-wymamrotała słabo mrużąc oczy przez światło,które przebijało się przez okno. 
-Skarbie,tak mi przykro nigdy nie myślałem,że tak się stanie to moja wina,to kurwa moja wina,sam źle się czułem przy życiu,czuję się beznadziejnie,to ja powinienem tu leżeć,to całe gówno jest przeze mnie,ty leżysz tutaj z tym wszystkim,a ja jestem żywy,cholera Tiff ja nie chcę byś odchodziła,nie chcę Cię tracić,błagam Cię..kocham Cię.-wymamrotałem czując łzy na policzkach.
-to jej wina Justin,nie wiń się.-szepnęła słabo przymykając powieki. 
Posiedziałem z nią jeszcze kilka minut próbując z nią rozmawiać,ale lekarz powiedział,że jest bardzo osłabiona,więc odpowiada krótko i słabo,pocałowałem ją w czoło i powiedziałem,że idę coś zjeść,ale zaraz wrócę. 
Kiedy wyszedłem podeszła do mnie Destiny wypytując o nią.
-Jest słaba,ale na wszystko reaguje normalnie,prawdopodobnie bliznę też będzie można usunąć,na razie odpoczywa.
-Justin,wiesz,że gdybyś powiedział,że jesteś jej chłopakiem wpuściliby Cię normalnie..czemu powiedziałeś,że jest Twoją narzeczoną?-spytała Des.
-Niedługo się dowiesz.-mruknąłem i poszedłem w stronę baru szpitalnego....



-

hej wam!jesteście ciekawi co Justin ma na myśli?:)
komentujcie!
@selenastuffs

poniedziałek, 10 lutego 2014

hej!

KOCHANI CHCIAŁABYM WAS ZAPROSIĆ NA MÓJ WŁASNY FANFICTION Z JUSTINEM,MAM NADZIEJE,ŻE WAM SIĘ SPODOBA http://biebersambition-fanfiction.blogspot.com/ !!!!!
@selenastuffs 

niedziela, 9 lutego 2014

dwunasty

Tiffany's pov

-Skarbie, powiedz mi, co ci robiła ta pani? - usadziłam sobie Jazzy na kolanach, sama zasiadając na kanapie.
-Biła mnie, gdy nie było tatusia, a gdy on wracał to mi nie wierzył - mruknęła, wtulając się w moją pierś.
-Już spokojnie, księżniczko, nic ci nie grozi - pocałowałam ją w głowę, pocierając delikatnie plecy.
Moja biedna mała królewna. Przeszła przez takie piekło. Westchnęłam ciężko i zaczęłam się zastanawiać, co powiem Justinowi, gdy przyjdzie po córkę.


Justin's pov

Wróciłem do domu i wszedłem do środka, trzaskając drzwiami. Co ja kurwa narobiłem. Pociągnąłem za włosy, kierując się w stronę salonu.
-Jaaaay, tęskniłam za tobą - rzuciła mi się na szyję Blair.
-Ta, ja też - mruknąłem beznamiętnie.
-Muszę ci coś powiedzieć - przygryzła niewinnie wargę. Myślała, że wyszło jej to seksownie, fail - Ktoś porwał Jazzy.
-CO - krzyknąłem, odsuwając się od niej.
-Byłyśmy na placu zabaw, poszła na huśtawki, a ja usiadłam na ławce, patrząc na nią. Na chwilę tylko odwróciłam wzrok, a tam jej nie było - szepnęła.
-Jaką idiotką trzeba być, by nie dopilnować dziecka?! - warknąłem i złapałem ją za dłoń - Idziesz ze mną ją szukać.
Wybiegliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu, po czym skierowałem się w miejsce, w którym byłem bardziej niż pewny, że będzie tam Jazmyn.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu i wysiadłem szybko z pojazdu, podchodząc do drzwi i mocno w nie pukając.


Tiffany's pov

-Ja pierdole - mruknęłam i spoglądając ostatni na na Jazzy, otworzyłam drzwi i przyrzekam, że mój żołądek podskoczył mi do gardła.
Przede mną stał zdenerwowany Justin, a za nim jego nowa dziwka. Założyłam ręce na piersi i przełknęłam ślinę.
-Po chuja ruszałaś Jazmyn? - krzyknął - Mówiłem ci, byś się od niej odpierdoliła raz na zawsze!
-Możemy pogadać? - szepnęłam - Sami - warknęłam, patrząc na Blair.
Chłopak zamknął za mną drzwi i wziął mnie za rękę, odchodząc od domu. Widziałam, jak jego nowa dziewczyna wsiada do samochodu. Wywróciłam oczami i spojrzałam się na niego.
-Ta twoja nowa dziwka biję małą - powiedziałam spokojnie.
-A teraz powiedz mi coś, co będzie prawdą - syknął.
-Mówię prawdę, Justin. Uderzyła ją w ramię i nazwała ją zasranym bachorem. Mało tego, groziła jej, że ją zabije - założyłam ręce na piersi.
Widziałam, jak zaciska swoją szczękę i zabijcie mnie, bo nie powinnam myśleć o tym w tym momencie, ale cholera, on był kurewsko seksowny.
-Ja pierdole, czemu ja mam takiego pecha w życiu - schował twarz w dłoniach i usiadł na krawężniku.
-Nie masz. Cailin dała ci przepiękną córeczkę, dla której warto żyć - usiadłam obok niego, delikatnie pocierając jego plecy.
-Nie mam na to siły, Tiffany, nawet nie mam siły się na nią porządnie wkurwić za to, co zrobiła mojej księżniczce - szepnął.
Był załamany. To było widać. Na zewnątrz niegrzeczny mężczyzna, a w środku mały, zagubiony i bezbronny chłopczyk. Ujęłam jego twarz w dłonie i obróciłam ją w swoją stronę, patrząc mu w oczy.
-Nie przejmuj się nią, ona nie zasł..-
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Francissco cię zgwałcił? - przerwał mi na co rozszerzyłam oczy i rozchyliłam usta.
-S..skąd wiesz? - załkałam, biorąc szybko ręce.
-Nieważne, czemu mi nie powiedziałaś co ten chuj ci zrobił? - warknął.
-Zerwałeś ze mną, po co miałam ci mówić? - pojedyncze łzy spłynęły mi po policzkach.
-Może i zerwałem, ale nie powiedziałem, że przestałem się tobą przejmować, a co najważniejsze, nie przestałem cię kochać - oblizał usta.
Spojrzałam się szybko na niego, po czym pokręciłam głową, mocno wpijając mu się w usta. Odwzajemnił szybko pocałunek, łapiąc mnie za biodra. Położyłam ręce na jego torsie i zmarszczyłam brwi, gdy się odsunął.
-Co się stało? - uniosłam z zaciekawieniem brwi.


Justin's pov

-Kurwa, ty chuju pierdolony, zapłacisz za to, co zrobiłeś mojej dziewczynie - syknąłem, wbiegając do pomieszczenia i uderzając go mocno w brzuch. Kątem oka zauważyłem, jak podchodzą do mnie jego "koledzy" i próbują mnie od niego odepchnąć, ale hej, jestem Justin Bieber, jeden z najlepszych w tej branży, więc szybko ich od siebie odsunąłem i niemiłosiernie biłem skurwiela w brzuch i plecy.
-Jesteś nikim, Bieber. Jesteś bezużytecznym gównem, chodzącym na tej ziemi, rodzice powinni się za ciebie wstydzić - zaśmiał się, plując krwią.
-To ty jesteś nikim, jesteś szmatą, którą nikt nie potrzebuje, nie masz dla kogo żyć, nie masz po co to robić, jesteś chujem i nikt za tobą nie będzie płakał, jakbyś umarł, mówią, że jesteś najlepszym w tym mieście - prychnąłem - Mylą się. Jesteś nikim. Nikim - krzyknąłem i odwróciłem się, zostawiając go zalanego krwią.
Wyszedłem z pokoju i poczułem ostry ból w klatce piersiowej. Podniosłem głowę i zobaczyłem j ą. Zmrużyłem oczy i szybkim ruchem strzeliłem, patrząc, jak jej drobne ciało osuwa się o ścianę w dół.
-To za moją Cailin - splunąłem na nią i wyszedłem z magazynu.

-Wiesz co.. Chyba nie masz na kilka miesięcy szefa - wzruszyłem ramionami.
-Co ty z nim zrobiłeś? - mruknęła Tiff.
-Dostał za swoje - podniosłem się i wyciągnąłem do niej rękę. Podeszliśmy oboje do samochodu i otworzyłem drzwi Blair - Wyłaź, suko - warknąłem.
-Przepraszam, co? - założyła ręce na piersi.
Wywróciłem oczami.
-Oszczędzę cię teraz, ale następnym razem, gdy jeszcze raz tkniesz moją Jazzy, nie zawaham się użyć broni - syknąłem.
-Oh, to teraz już wielce szczęśliwy, wracasz do tej dziwki? - zmrużyła oczy.
-Uważaj na słowa, Russo - podszedłem do niej.
-Jesteś tylko mój rozumiesz i żadna szmata tego nie zmieni - wyciągnęła pistolet i strzeliła prosto w brzuch Tiffany.
Odwróciłem się szybko i złapałem upadającą dziewczynę, czując, jak oczy zachodzą mi łzami.
-Destiny!! - krzyknąłem, odgarniając włosy z twarzy Tiff - Maleńka, obudź się, proszę nie odchodź ode mnie. Nie zostawiaj mnie - błagałem.
-Co się dzie.. O kurwa - wyciągnęła szybko komórkę i zadzwoniła po pogotowie. Powiedziała im o stanie mojej królewny i podbiegła do mnie - Przyjadą zaraz. Gdzie ta pierdolona suka? - warknęła.
-Uciekła - oparłem głowę o samochód, tuląc do piersi dziewczynę, którą pokochałem nad życie.
Nie mogę jej stracić. Nie teraz. Za wcześnie. Znowu, nie, nie, nie. NIE. Nie chcę ponownie tej sytuacji.
Jazzy nie może stracić ponownie mamy.


__________________________________________
hejcia, no to się porobiło, o kurwa. 
rozdziały będziemy dodawać, jak będzie 20+ komentarzy, więc komentujcie!!
kc
@jelenadestiny

środa, 5 lutego 2014

jedenasty

Tiffany's Pov

-Tiffany,błagam Cię rusz się,nie możesz całą wieczność siedzieć w tym pokoju,szczególnie,że wszystkie poduszki są mokre od łez,przypominam Ci,że razem śpimy.-jęknęła Destiny wyciągając mnie z łóżka.Podniosłam się powoli mrużąc oczy na co moja przyjaciółka rzuciła we mnie sukienką i butami na koturnach.
-Cholera,Des to bolało.-syknęłam,a ona pociągnęła mnie za rękę do łazienki.
-Okej,słuchaj mnie..wykąp się,ogarnij,kosmetyki masz w walizce.
-Destiny,posłuchaj teraz ty mnie,nie chcę nigdzie wychodzić,wygodnie mi tam gdzie leżałam.-jęknęłam odgarniając włosy na bok,ale zanim zdążyłam cokolwiek dodać ona przewróciła oczami i wyszła z łazienki zostawiając mnie samą. 
Westchnęłam ciężko pod nosem i zdjęłam swoje ciuchy,po czym rozpuściłam włosy.Weszłam do kabiny biorąc orzeźwiający prysznic,wzięłam szampon jabłkowy..ulubiony Justina,uwielbiał kiedy moje włosy pachniały jabłkami,pewnego razu umyłam jakimś zwykłym,obraził się za to.Uśmiechnęłam się na to wspomnienie,kiedy skończyło się to tak,że wszedł ze mną pod prysznic i sam umył mi włosy. 
Poczułam łzy na policzkach i zsunęłam się po zimnych kafelkach chowając twarz w dłoniach.
Nie..Nie,Tiffany nie możesz znów płakać,to koniec,odszedł od Ciebie. 
Walnęłam kilka razy w ścianę i podniosłam się wychodząc z kabiny.Wytarłam się,wysuszyłam włosy i założyłam czystą bieliznę,pomalowałam się i założyłam swoją sukienkę oraz koturny.
Po parunastu minutach wyszłam z łazienki patrząc na Destiny.
-Zadowolona?Idziemy.-burknęłam i pociągnęłam jej rękę wychodząc z pokoju,przywitała nas jej ciocia Stella,w porządku kobieta,przygarnęła mnie tak naprawdę,kiedy straciłam dom. 
Uśmiechnęła się do nas a my odwzajemniłyśmy jej uśmiech,tej kobiecie zawdzięczam dużo,bo to ona teraz mnie utrzymuje,ponieważ skończyłam z gangiem przez to co się stało.
Aktualnie pracuje w starbucksie,ale na pół etatu,mało zarabiam,ale na tyle by kupować sobie potrzebne rzeczy. 
-Gdzie chcesz iść?-westchnęła,kiedy ciepłe powietrze walnęło w nią.
Rozejrzałam się po zapełnionych chodnikach na Manhattanie i przewróciłam oczami ciągnąc ją za sobą.
-Przed siebie,przejdźmy się byle gdzie.-mruknęłam zwalniając tępo.

~**~ 

Szłyśmy tak z czterdzieści minut,ale zrobiło mi się trochę lepiej.Zaszłyśmy do parku,na którym był plac zabaw,usiadłam na ławce razem z Destiny i zaczęłyśmy rozmawiać o swoich tematach,naprawdę były glupie,ale rozbawiały mnie do łez. 
Lepsze te łzy niż od smutku.
Po chwili dojrzałam jakąś małą dziewczynkę..chwila,chwila..to jest..
-Jazmyn!-wyprostowałam się gdy usłyszałam to imię,a najgorsze jest to,że nie trzymał ją Justin albo Jasmine..tylko jakaś inna,wysoka,chuda kobieta. 
-Ty zasrany bachorze,jeszcze raz zrobisz mi taką akcje przy Twoim ojcu to Cię zabije,zrozum,żadna Tiffany nie będzie już z tobą mieszkać,tylko ja,Twój tata teraz kocha mnie!-krzyknęła i walnęła ją w ramię i popchnęła ją w stronę dzieci.
-O mój boże.-wyszeptała Tiffany,na co ja zacisnęłam pięści i podniosłam się,ale ręką Tiffany mnie zatrzymała.
-Nie możesz iść jej zabić. 
-No co?Destiny,walnęła dziewczynkę,ale jeszcze jaką dziewczynkę..moją dziewczynkę.-szepnęłam zagryzając dolną wargę. 
-To nowa laska Justina.-mruknęła przechylając głowę w bok.
-Nieważne,nie obchodzi mnie to,zabieram ją do domu.-syknęłam i wyrwałam się jej szybko podbiegając do Jazzy.
-Hej skarbie.-delikatnie dotknęłam ją w ramię kucając naprzeciw niej.
-Tiffany!-pisnęła radosnie owijając swoje drobne rączki wokół mojej szyi.-Ratuj mnie od tej pani.-szepnęła swoimi malutkimi dłońmi włosy z mojej twarzy. 
-Właśnie mam taki zamiar zrobić,pojedziesz teraz do mnie i do Destiny,okej?-szepnęłam rozglądając się czy ta suka nas nie widzi.
Jazzy odpowiedziała mi kiwnięciem głową,wzięłam ją szybko na ręce i razem z Destiny pobiegłyśmy z małą do domu.. 

Justin's Pov 

Mój szef kazał mi iść do Francissca po kasę za towar,nienawidzę tego kretyna,wiem,że z nim mam wojnę,ale cóż poradzę to chory biznes,wszedłem do dużego budynku i wjechałem windą na samą górę.
Zacząłem omijać jakieś biura,aż wreszcie doszedłem do pomieszczenia,w którym zarządzał Burke. 
-..no i widzisz nie zrobiła swojego polecenia,więc teraz ma,zgwałciłem ją i jakoś mnie to nie obchodzi jak się czuje,Tiffany Fray oberwała za siebie i swojego chłopaczka,nie zabiła go,to teraz ma,szczególnie również,że schrzaniła sprawę z Cailin,laską Justina,miała ją zabić a nie ratować jego zakichane dziecko,w sumie mogłem ją zabić,ale jej ciało jest za dobre.-parsknął Francissco. 
Czekajcie..Czyli moja mała dziewczynka nic nie zrobiła?Wyrzuciłem ją za nic?A jeszcze została zraniona przez tego..KURWA. 


no to macie,rozdziały następne będą dodawane co 1/2 dni! 
trzymajcie się. 
@selenastuffs 

poniedziałek, 3 lutego 2014

dziesiąty

Justin's pov

-Przyjechałeś mnie co? - szepnęła słabo.
-Przyjechałem cię odzyskać, Tiffany. Jesteś dla mnie wszystkim, musisz do mnie wrócić, bo ja bez ciebie zwariuję - powiedziałem na jednym wydechu.
-Wiesz jak się poczułam? Poczułam się jak jakaś nic nieznacząca dziwka. Jak jakaś szmata, która ci się znudziła, nie da się tego tak łatwo wybaczyć - pokręciła głową, powodując skurcze mojego żołądka.
-Ałć, zabolało - szepnąłem - Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam. Byłem pijany, nie wiedziałem co robię, naprawdę nie chciałem z nią wtedy tego robić.
-Kim ona jest? - oparła się lekko o framugę.
-To Veronica Mcgromery. Spotkaliśmy się dawno temu na jakiejś akcji - wzruszyłem ramionami.
-Czekaj, czekaj - uniosła palec wskazujący w górę - Jak ona się nazywa?
-Veronica Mcgromery, a co? - zmarszczyłem brwi, patrząc na nią spod przymrużonych oczu.
-Oh - oblizała usta - O ile dobrze pamiętam, to ta suka zabiła ci dziewczynę - westchnęła.
-Co?! - krzyknąłem i rozszerzyłem oczy.
-Chodź - otworzyła szerzej drzwi i usiadła na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie, bym usiadł. Podszedłem do niej i spocząłem, opierając się o oparcie.
-Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Był to najgorszy napad w jakim brałam udział - przygryzła wargę - Siedziałam w magazynie, gdy przyszedł nasz szef i powiedział, że mamy zadanie. Wskazał na mnie, Veronicę i dwóch innych chłopaków, mówiąc, że my je wykonamy. Oczywiście zgodziliśmy się i czekaliśmy na informację o osobie, którą mamy zabić. Cailin Emily Wilson, lat 17. No okej. Dziewczyna, jak dziewczyna. Dostaliśmy jej adres zamieszkania i pojechaliśmy późnym wieczorem na miejsce. Czekaliśmy około godzinę, aż wyjdziesz z domu - spojrzała na mnie - Tak, znam cię dłużej, niż sądzisz, po prostu zapomniałam o tym jak masz na imię i te sprawy. Twarzy nigdy nie zapominam.. Więc, gdy w domu została sama Cailin, ukradkiem weszliśmy do środka i zbliżaliśmy się do pokoju, w którym przebywała. Lecz coś przykuło moją uwagę. Przechodząc obok jednego pomieszczenia, usłyszałam ciche gaworzenie. Spojrzałam do środka i zobaczyłam ją. Tak, to była twoja Jazzy - pokiwała głową - Gdy wtedy przyszłam do twojego domu, by cię zabić i ona się odezwała, wiedziałam od razu kim jest. Kogo, jak kogo, ale ją zapamiętałam dokładnie. Strasznie urosła - uśmiechnęła się pod nosem - Cailin akurat wyszła z salonu, bo chciała wejść do małej i w tym samym momencie, gdy pojawiła się na holu, Veronica pociągnęła za spust. Nie miałam czasu, by zareagować, nie zdążyłam, jej powiedzieć, że jest tu małe dziecko. Pozostali uciekli do samochodu, a ja jeszcze tylko zadzwoniłam po pogotowie i wróciłam do nich, po czym odjechaliśmy do swojego magazynu. Rok później Francissco wywalił Ver z gangu. Nie poznałam jej od razu, bo strasznie się zmieniła. Kiedyś chodziła ubrana normalnie i miała inne włosy.
Spojrzałem się na nią w szoku nie mówiąc ani słowa. Nie wiedziałem co myśleć. Przez głowę przebiegało mi miliony myśli, nie mogąc skupić się na jednej.
-Byłaś tam i nawet jej nie zatrzymałaś? - krzyknąłem.
-Mówiłam ci, że ona strzeliła, zanim poskładałam wszystko do kupy - odkrzyknęła.
-Powinnaś szybciej zajarzyć, że to jej dziecko! - wrzasnąłem - Nie mogę uwierzyć, że brałaś w tym udział, nie mogę uwierzyć, że byłaś współwinna zabiciu matki mojego dziecka. Powinienem cię wtedy zabić, powinienem sprawić, byś cierpiała, tak ja cierpię do teraz. I ja tu przyszedłem cię przepraszać za to, że ważniejszy był dla mnie taniec z Veronicą, niż zajęcie się tobą - prychnąłem - Boże, jakim ja jestem idiotą. Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy! Rozumiesz, nie masz prawa wpierdalać się w moje i Jazzy życie, zniknij z niego raz na zawsze. Nie chcę cię więcej widzieć, to koniec.
-Justin! Pozwól mi to wytłumaczyć - krzyknęła zapłakana.
-Wytłumaczyć co? Że miałaś zlecenie od szefa i je wykonałaś? Co tu jest do tłumaczenia? To, że mnie wtedy nie znałaś, to że się wtedy we mnie jeszcze nie zakochałaś, to? To nie ma nic wspólnego z tym co zrobiłaś. Zapomnij o mnie i o tym co było - wstałem z kanapy, podążając do drzwi.
Nie mogłem w to uwierzyć. Chciałem powierzyć całe swoje życie i całą swoją przyszłość dla osoby, która spierdoliła mi je na zawsze. Dlaczego mam takiego pecha w miłości, dlaczego. Dlaczego nie mogę być szczęśliwy i mieć kochającej się rodziny?
Zauważyłem, że Tiffany wstała i poszła za mną, wycierając łzy.
-Odejdź ode mnie! Czego jeszcze chcesz? Teraz chcesz mi zabrać córkę? - warknąłem, przepełniony złością.
-Co.. - stanęła, mrugając szybko oczami - Nigdy o tym nawet nie pomyślałam, nigdy, rozumiesz?! Zżyłam się z nią, jak z własną siostrą, co więcej, jak z córką, a ty śmiesz mówić, że chciałam ją zabić?
-Nie masz prawa traktować jej jak córkę - powiedziałem spokojniej - Odejdź ode mnie raz na zawsze! - krzyknąłem, wychodząc z domu.
-Przepraszam, Justin, kocham cię - szepnęła i upadła na kolana, chowając twarz w dłoniach.

~***~

Wróciłem do swojego mieszkania, trzaskając drzwiami i pobiegłem do swojej sypialni, rzucając się na łóżko. Co ze mną nie tak? Co ze mną kurwa nie tak? Czemu mam tak przesrane w życiu? Nie mam nikogo. Wszyscy albo odchodzą, albo okazują się fałszywymi sukami. Westchnąłem cicho, ciągnąc za włosy.
-Tatusiu, gdzie jest mamusia? - spytała słodkim głosem Jazzy.
Odwróciłem się do niej i wziąłem ją na kolana.
-Kochanie, wiesz, że mamusi nie ma. Patrzy na ciebie tam z góry - pocałowałem ją w policzek.
-Nie, nie - pokręciła śmiesznie głową - Chodzi mi o Tiffany. Ona jest teraz moją nową mamusią - uśmiechnęła się szeroko.
Poczułem gule w gardle i odwróciłem głowę, pozwalając kilku łzom spaść na pościel.
-Ona nie jest twoją nowa mamusią i nigdy nie będzie - powiedziałem stanowczym głosem.
-Ale tatusiu, ona jest strasznie miła i bawi się ze mną lalkami, i mówi, że jestem słodka i kochana, i przytulamy się często - odparła ze smutkiem.
-Przykro mi, księżniczko, ale nigdy więcej jej już nie zobaczysz, będziesz bawić się z Jasmine, jasne? - starałem się wymusić uśmiech.
-Ja chcę Tiffany! - zmarszczyła nosek.
-Królewno, powiedziałem ci już coś. Koniec. Idź do swojego pokoju, zaraz przyjdzie do ciebie moja siostra - postawiłem ją delikatnie na ziemię.
-Ale powiedz jej, to znaczy Tiff, że ja ją też kocham - pisnęła i wyszła z sypialni.
"Też?" Co to ma do cholery znaczyć? Wygląda na to, że ominęło mnie dużo więcej, niż myślałem..
Krzyknąłem z frustracji w poduszkę. Więc, ogólnie rzecz biorąc to jest zjebanie, bo Jazzy pokochała Tiffany z wzajemnością, co więcej, ja też ją pokochałem, Z WZAJEMNOŚCIĄ. I znowu jestem w takiej sytuacji, w której nigdy nie chciałbym się znaleźć. Mózg mi mówi, żebym zostawił ją raz na zawsze, a serce, że..
Że pomimo tego, co zrobiła, powinna być częścią mojej rodziny.
Nazywam się Justin Bieber i oficjalnie jestem wrakiem człowieka.


_______________________________________
no to łzy, hej, witajcie
zmieniłam user z ontariofuture na jelenadestiny

nie informujemy o następnym rozdziale

piątek, 10 stycznia 2014

dziewiąty

Tiffany's pov


Szłam zalana łzami przez ciemne ulice miasta, mając spuszczoną głowę w dół. Wszystko wokół było takie czarne, nie mogłam rozróżnić postaci, ani przedmiotów. Był środek nocy, więc praktycznie nikogo nie było na dworze. Co jakiś czas tylko przeszedł jakiś mężczyzna, albo jacyś bezdomni siedzieli w kątach. Wzdrygnęłam się na myśl, że mogę tak skończyć. Patrzyłam się na swoje nogi i co chwila pociągałam nosem. Zapomniałam nawet, że obok mnie idą Jace i Destiny. Szliśmy w ciszy, bo co mieliśmy mówić. Miałam chociaż czas, by się nad wszystkim zastanowić. Ta dziwka miała na imię Veronica. Nie wiem skąd się znają, ale jest atrakcyjną dziewczyną, nie da się tego ukryć. Była jeszcze ubrana, jak te spod latarni.. Nie dziwię się w sumie, że Justinowi buzowały hormony. Ale kurwa no.. Potraktował mnie, jak jakąś nic dla niego nie znaczącą idiotkę. To mnie zabolało. W ciągu ostatnich tygodni naprawdę się do siebie zbliżyliśmy i zależało/zależy mi na nim. Tylko nie wiem, czy idzie to w dwie strony.. Na dodatek mam całą dłoń w bandażu. Już nie boli jak wcześniej, ale świadomość, że Justin przejął się bardziej tym, że musiał przerwać taniec z Veronicą niż tym, że z mojej ręki wylewały się litry krwi zabolała podwójnie. Nie wiem co teraz zrobię.. Będę musiała zatrzymać się u Destiny na jakiś czas. O ile będę mogła, oczywiście, bo sama nie ma łatwo w domu.
-Des, będę mogła u ciebie na trochę się zatrzymać? - szepnęłam, patrząc na przyjaciółkę.
-Jasne, nie musisz nawet pytać - uśmiechnęła się ciepło, obejmując mnie ramieniem.
Jak to dobrze wiedzieć, że są na tym świecie osoby, które się mną przejmują. Westchnęłam cicho i podniosłam głowę, patrząc na budynek przedstawiający dom Justina. Weszliśmy do środka i przełknęłam ślinę. No, Tiff, czas się stąd wynieść. Destiny i Jace spoczęli na kanapie, gdy ja weszłam na górę i ruszyłam w stronę sypialni. Nie było w domu Jasmine i Jazzy.. Pewnie są w domu Jas. Wyciągnęłam walizkę i otworzyłam szafę, wrzucając do niej wszystkie swoje rzeczy. Gdy uporałam się z tą czynnością, usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach zaczynając płakać. Dlaczego to musiało mnie spotkać? Było zbyt pięknie, by mogło to przetrwać na dłużej. Weź się w garść Fray. Pokręciłam głową i wstałam, ocierając kostkami palców łzy. Już miałam wychodzić, gdy odwróciłam się i sięgnęłam po ulubioną koszulkę Justina, a następnie upchnęłam ją gdzieś w walizce. Pociągnęłam nosem i zeszłam na dół, stawiając walizkę przy drzwiach wejściowych.
-Trzymasz się jakoś, mała? - zapytał z troską w głosie Jace.
-Tak, dziękuję, że ze mną jesteście, naprawdę - kiwnęłam głową.
Zrobiliśmy grupowy uścisk i schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Przyjdę do was może jutro zobaczyć jak się trzymacie, a na razie zostanę tu i poczekam, aż Jay wróci. Mamy trochę do pogadania - powiedział jednoznacznie chłopak.
Pokiwałam ponownie głową i przytuliłam go jeszcze raz, biorąc w rękę walizkę i wyszłam z domu. Zobaczyła katem oka, jak Destiny całuje Jace'a w policzek i uśmiechnęłam się lekko. Może coś z tego będzie. Wzruszyłam ramionami i gdy moja przyjaciółka stanęła obok mnie, ruszyłyśmy w stronę jej domu. Nie wiem co teraz będzie. Jestem rozdarta psychicznie. Przez myśl przeszło mi, że to wszystko było ustalone od początku. Chciał mnie w sobie rozkochać, bym go nie zabijała, a potem rzucić, jak pierwszą lepszą. Mój głupi mózg sprawił, że kilka łez spłynęło mi po policzku, które szybko wytarłam, by Destiny ich nie zauważyła. Jeszcze Francissco.. Zgwałcił mnie. Justin o tym nie wie. Czuję się jak szmata razy dwa. Nic nie znacząca suka, którą wszyscy mogą wykorzystać.
Ogólnie rzecz biorąc, gdyby nie ona, już dawno byłabym na torach, czekając na nadjeżdżający pociąg.


Justin's pov

Dawno tak się nie bawiłem. Jedna z najlepszych nocy w moim życiu. I jeszcze Veronica, kurwa, miałem ochotę ją pieprzyć na tym parkiecie. Oblizałem usta, wracając do domu i przejechałem ręką po włosach. Nie pamiętam dużo. Byłem strasznie pijany, nadal jestem, będąc szczerym. Była jakaś akcja z Tiffany, potem coś poszła, Destiny była zła, nie wiem, pierdolić to. Westchnąłem, błądząc kluczem w zamku. Już miałem wyważyć te drzwi, gdy w progu stanął Jace. I nie wiem co się stało, ale twarz miał nie za przyjemną. Wszedłem do środka i od razu ruszyłem do kuchni, nalewając sobie wody do szklanki.
-Stary, mówię ci, już zapomniałem, jak seksowna jest Veronica - mruknąłem, upijając łyk.
-Justin, naprawdę? Ty się kurwa martwisz o jakąś sukę, gdy twoja dziewczyna się spakowała i cała zalana łzami się wyprowadziła, bo kurwa przerwała ci taniec? - warknął - Nie masz już za grosz szacunku?
-O czym ty do mnie mówisz.. - jęknąłem, kręcąc głową - Pogadamy jutro, idę spać, cześć.

~***~

-Możesz mi wytłumaczyć o co ci wczoraj chodziło? - mruknąłem, robiąc sobie coś do jedzenia.
-Zerwałeś wczoraj z Tiffany - wzruszył ramionami.
-Co? - krzyknąłem, a nóż spadł na podłogę.
-To co słyszysz, idioto - oblizał usta, siadając wygodnie w fotelu.
-Ale jak, co.. przecież ja nigdy.. o co chodzi? - podszedłem do niego.
-Tańczyłeś z Veronicą, nie wiem, czy można nazwać to tańcem, ale tak było, obściskiwaliście się na środku parkietu. Tiffany była zazdrosna i rozbiła wszystkie szklanki i butelki, stojące na stole. Podeszła do ciebie, oczekując wyjaśnień, ale ty naskoczyłeś na nią, bo przerwała ci taniec, więc kazałeś jej się spakować i wynosić z twojego mieszkania. Muszę ci pogratulować spieprzenia sobie związku, stary, bądź z siebie dumny, bo to jedna z niewielu lasek, która pokochała cię takiego jakim jesteś, a nie dlatego, że jesteś, jak to mówią "najseksowniejszy w mieście" - wywrócił oczami i wyszedł z domu.
Stałem tam jak wryty z rozchylonymi ustami i rozszerzonymi oczami. Co ja do cholery zrobiłem? Wygoniłem ze swojego życia osobę, która była dla mnie najważniejsza. Spierdoliłem dwa miesiące związku. Ja.. Przez jakąś Veronicę. Co mi kurwa strzeliło do głowy, by tak się zachować. Muszę ją przeprosić i odzyskać, nie mogę pozwolić jej odejść, nie. Nie tym razem. Wbiegłem szybko na górę i ubrałem się, szukając swojej ulubionej koszulki. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, gdzie ona jest. Przeszukałem ostrożnie całą półkę. Zero. Nie ma. Nagle do głowy wpadła mi myśl, że Tiffany mogła ją wziąć. Skręciło mnie coś w żołądku, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Miałem ochotę się rozpłakać, jak małe dziecko. Przełknąłem ślinę i zszedłem na dół, wychodząc z domu i wsiadłem do swojego samochodu, ruszając w stronę domu Destiny. Wiedziałem, gdzie ona jest. To jedyne miejsce, gdzie mogła się schować. Zaparkowałem przed wejściem i wysiadłem z auta, podchodząc do drzwi. Uporządkowałem swoje uczucia, myśli i wziąłem głęboki oddech, pukając do drzwi. Wiem po co tu jestem. Jestem tu po to, by ją odzyskać, by odzyskać swoje szczęście. Moje myśli przerwała Tiffany, otwierająca drzwi. I moje serce dosłownie pękło, gdy zobaczyłem ją zapłakaną. Miała na sobie moją koszulkę.. Przygryzłem wargę, nie chcąc uronić żadnej łzy.
-Co tu robisz? - usłyszałem jej słaby głosik.
-Przyjechałem cię odzyskać.


______________________________
chyba płaczę
@ontariofuture

piątek, 3 stycznia 2014

ósmy

Tiffany's Pov 

Z Justinem jestem już od czterech tygodni,jak na razie się nie kłóciliśmy,jedynie o to kto sprząta w kuchni,albo kto gotuje,przysięgam nienawidzę go za to,że umie gotować,ale mu się nie chce. 
Jedynie co umiem zrobić to płatki,zazwyczaj chodzę do subway'a,by coś zjeść,a teraz Justin błaga mnie bym nauczyła się gotować,mam czasem go dość,ale go kocham,a Jazmyn traktuje jak córkę,tak bardzo się cieszę,że ta mała księżniczka mnie polubiła,bo na tym mi zależało,bawię się z nią lalkami i kupuje jej nowe,chcę,żeby miała pełną i kochającą rodzinę,bo wiem,że można to odbudować. 

Dziś Jazmyn pojechała do Jasmine,nie wspominałam o tym,ale Justin ma też 15-letniego brata Jaxona,w sumie jest w porządku,ale to taki młodszy Justin i czasem jest cholernie nieznośny.
Ale pomaga nam w zajmowaniu się Jazzy,byśmy my mieli wolny czas dla siebie. 
Postanowiliśmy iść z Destiny i Jace'm do klubu Cielo,to mały klub z modnym designiem,ale zazwyczaj jest cały zapełniony.
Weszłam do łazienki kiedy tam już stał Justin ubrany w białą koszulkę,czarne skórzane rurki oraz białe supry,jest tak seksowny,że można się popłakać. 
-Skarbie,zapniesz mi?-spytał próbując zapiąć srebrny łańcuch na jego szyi.Zaśmiałam się cicho widząc co robi z palcami nie mogąc zapiąć tego cholerstwa.
-Jak to możliwe,że masz zazwyczaj takie sprawne palce,a nie umiesz zapiąć głupiego łańcucha?-zapięłam łańcuch i musnęłam delikatnie jego szyję. 
Justin spojrzał na mnie w stylu cotywłaśniepowiedziałaś a ja jedynie zaśmiałam się i na swoją bieliznę założyłam krótkie skórzane spodenki i białą przewiewną koszulkę.Pomalowałam się i związałam swoje wyprostowane włosy w wysoki kucyk.Zeszłam na dól ubierając swoje koturny. 

Po kilkunastu minutach byliśmy już w klubie razem z naszymi znajomymi,zasiedliśmy na jednej z kanap,a Justin przyciągnął mnie do siebie powodując,że usiadłam na jego kolanach.
Wszyscy zaczęliśmy pić drinki,a Justin co chwile ciągnął mnie na parkiet bym z nim tańczyła,żałuje,że nie ubrałam normalnych conversów,matko boska ten chłopak powinien zapisać się na jakieś lekcje tańca,bo z tego co widzę jest niewyżyty. 
-Justin,ja muszę usiąść bolą mnie nogi.-jęknęłam dziecinnie patrząc na niego,na co on jedynie się zaśmiał i odprowadził mnie na sofę.
-Destiny, zatańczysz?-zaśmiał się Justin na co blondynka pokazała mu środkowy palec.
Justin wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
Wszystko wskazywało na to,że ja i Justin będziemy mieli nieprzespaną noc,bo co chwile całował mnie po szyi i błagał,żebyśmy wyszli już z klubu. 
Po kilku minutach podeszła do nas pewna czarno włosa dziewczyna,ubrana w...prawie nic tak naprawdę,miała na sobie jedynie stringi i coś co chyba nazwała sukienką,ale wyglądało jak bandaż,widziałam,że Justin zaczął się niespokojnie ruszać kiedy na nią patrzał,a ja czułam jak wszystko we mnie się gotuje.
-Hej chłopcy!-pisnęła udawanym słodkim chichotem.-Dawno się nie widzieliśmy,nie sądzisz Jayyy?-przeciągnęła zagryzając dolną wargę.
Jay?Woah,teraz miałam ochotę wywalić jej w twarz.
Destiny widząc to uszczypnęła mnie w udo na co syknęłam z bólu.
Justin jedynie co robił to głupio się uśmiechał rozbierając ją wzrokiem.
-Może zatańczymy?-zagryzła specjalnie swoją dolną wargę,co jej nie wyszło seksownie tylko tak jakby była upośledzona. 
-Jasne.-jęknął Justin podnosząc się na co ja,Destiny i Jace byliśmy w takim szoku,że nie mogliśmy nic powiedzieć. 
Poszli na parkiet i zaczęli tańczyć,było w porządku do czasu kiedy mój chłopak nie zaczął kłaść dłoni na jej pośladkach ściskając je co chwile a ona co chwile całowała jego szyję.
Zdenerwowana za jednym zamachem ręki zbiłam wszystkie kieliszki i butelki przerywając sobie jakiś nerw przez co zaczęła z mojej ręki płynąć ogromna ilość krwi. 
-Tiffany!-krzyknęła Destiny a Jace pomógł mi wstać,byłam sama w szoku co ja zrobiłam,a Destiny pobiegła szybko do Justina odciągając go.
Z bólu zaczęłam płakać,nie mogłam wytrzymać tego,czułam jakby mi coś rozrywało rękę od środka.
-Co ty idiotko zrobiłaś?!-warknął Justin.-Przez Ciebie musiałem przerwać tańczenie z Veronicą. 
Oh,więc tak się nazywała ta suka. 
-Tańczenie?Czy raczej zaczynanie się pieprzyć na środku parkietu?-syknęłam, czując ból w sercu przez to co powiedział,nazwał mnie idiotką,bo byłam po prostu zazdrosna. 
-Justin,opanuj się.-wymamrotał Jace widząc Justina w bardzo pijanym stanie. 
-Nie!Ona stworzyła problem z niczego,bo jest popierdolona-warknął a ja spojrzałam na niego zalana krwią i łzami.-Zawieźcie ją do mojego domu i ma się spakować, szybko!-syknął,widać,że był bardzo pijany,spojrzałam mu w oczy czując jak zaczęłam głośno płakać,on prychnął i chwiejnym krokiem wrócił do Veronici.. 
Przysięgam czułam się jakby ktoś walnął mną o ten stolik a później zaczął mnie bić po twarzy..
Wybaczcie,wolałabym raczej to niż to co on powiedział.


------------
komentujcie!
@jelenagivenchy