Justin's pov
-Przyjechałeś mnie co? - szepnęła słabo.
-Przyjechałem cię odzyskać, Tiffany. Jesteś dla mnie wszystkim, musisz do mnie wrócić, bo ja bez ciebie zwariuję - powiedziałem na jednym wydechu.
-Wiesz jak się poczułam? Poczułam się jak jakaś nic nieznacząca dziwka. Jak jakaś szmata, która ci się znudziła, nie da się tego tak łatwo wybaczyć - pokręciła głową, powodując skurcze mojego żołądka.
-Ałć, zabolało - szepnąłem - Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam. Byłem pijany, nie wiedziałem co robię, naprawdę nie chciałem z nią wtedy tego robić.
-Kim ona jest? - oparła się lekko o framugę.
-To Veronica Mcgromery. Spotkaliśmy się dawno temu na jakiejś akcji - wzruszyłem ramionami.
-Czekaj, czekaj - uniosła palec wskazujący w górę - Jak ona się nazywa?
-Veronica Mcgromery, a co? - zmarszczyłem brwi, patrząc na nią spod przymrużonych oczu.
-Oh - oblizała usta - O ile dobrze pamiętam, to ta suka zabiła ci dziewczynę - westchnęła.
-Co?! - krzyknąłem i rozszerzyłem oczy.
-Chodź - otworzyła szerzej drzwi i usiadła na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie, bym usiadł. Podszedłem do niej i spocząłem, opierając się o oparcie.
-Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Był to najgorszy napad w jakim brałam udział - przygryzła wargę - Siedziałam w magazynie, gdy przyszedł nasz szef i powiedział, że mamy zadanie. Wskazał na mnie, Veronicę i dwóch innych chłopaków, mówiąc, że my je wykonamy. Oczywiście zgodziliśmy się i czekaliśmy na informację o osobie, którą mamy zabić. Cailin Emily Wilson, lat 17. No okej. Dziewczyna, jak dziewczyna. Dostaliśmy jej adres zamieszkania i pojechaliśmy późnym wieczorem na miejsce. Czekaliśmy około godzinę, aż wyjdziesz z domu - spojrzała na mnie - Tak, znam cię dłużej, niż sądzisz, po prostu zapomniałam o tym jak masz na imię i te sprawy. Twarzy nigdy nie zapominam.. Więc, gdy w domu została sama Cailin, ukradkiem weszliśmy do środka i zbliżaliśmy się do pokoju, w którym przebywała. Lecz coś przykuło moją uwagę. Przechodząc obok jednego pomieszczenia, usłyszałam ciche gaworzenie. Spojrzałam do środka i zobaczyłam ją. Tak, to była twoja Jazzy - pokiwała głową - Gdy wtedy przyszłam do twojego domu, by cię zabić i ona się odezwała, wiedziałam od razu kim jest. Kogo, jak kogo, ale ją zapamiętałam dokładnie. Strasznie urosła - uśmiechnęła się pod nosem - Cailin akurat wyszła z salonu, bo chciała wejść do małej i w tym samym momencie, gdy pojawiła się na holu, Veronica pociągnęła za spust. Nie miałam czasu, by zareagować, nie zdążyłam, jej powiedzieć, że jest tu małe dziecko. Pozostali uciekli do samochodu, a ja jeszcze tylko zadzwoniłam po pogotowie i wróciłam do nich, po czym odjechaliśmy do swojego magazynu. Rok później Francissco wywalił Ver z gangu. Nie poznałam jej od razu, bo strasznie się zmieniła. Kiedyś chodziła ubrana normalnie i miała inne włosy.
Spojrzałem się na nią w szoku nie mówiąc ani słowa. Nie wiedziałem co myśleć. Przez głowę przebiegało mi miliony myśli, nie mogąc skupić się na jednej.
-Byłaś tam i nawet jej nie zatrzymałaś? - krzyknąłem.
-Mówiłam ci, że ona strzeliła, zanim poskładałam wszystko do kupy - odkrzyknęła.
-Powinnaś szybciej zajarzyć, że to jej dziecko! - wrzasnąłem - Nie mogę uwierzyć, że brałaś w tym udział, nie mogę uwierzyć, że byłaś współwinna zabiciu matki mojego dziecka. Powinienem cię wtedy zabić, powinienem sprawić, byś cierpiała, tak ja cierpię do teraz. I ja tu przyszedłem cię przepraszać za to, że ważniejszy był dla mnie taniec z Veronicą, niż zajęcie się tobą - prychnąłem - Boże, jakim ja jestem idiotą. Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy! Rozumiesz, nie masz prawa wpierdalać się w moje i Jazzy życie, zniknij z niego raz na zawsze. Nie chcę cię więcej widzieć, to koniec.
-Justin! Pozwól mi to wytłumaczyć - krzyknęła zapłakana.
-Wytłumaczyć co? Że miałaś zlecenie od szefa i je wykonałaś? Co tu jest do tłumaczenia? To, że mnie wtedy nie znałaś, to że się wtedy we mnie jeszcze nie zakochałaś, to? To nie ma nic wspólnego z tym co zrobiłaś. Zapomnij o mnie i o tym co było - wstałem z kanapy, podążając do drzwi.
Nie mogłem w to uwierzyć. Chciałem powierzyć całe swoje życie i całą swoją przyszłość dla osoby, która spierdoliła mi je na zawsze. Dlaczego mam takiego pecha w miłości, dlaczego. Dlaczego nie mogę być szczęśliwy i mieć kochającej się rodziny?
Zauważyłem, że Tiffany wstała i poszła za mną, wycierając łzy.
-Odejdź ode mnie! Czego jeszcze chcesz? Teraz chcesz mi zabrać córkę? - warknąłem, przepełniony złością.
-Co.. - stanęła, mrugając szybko oczami - Nigdy o tym nawet nie pomyślałam, nigdy, rozumiesz?! Zżyłam się z nią, jak z własną siostrą, co więcej, jak z córką, a ty śmiesz mówić, że chciałam ją zabić?
-Nie masz prawa traktować jej jak córkę - powiedziałem spokojniej - Odejdź ode mnie raz na zawsze! - krzyknąłem, wychodząc z domu.
-Przepraszam, Justin, kocham cię - szepnęła i upadła na kolana, chowając twarz w dłoniach.
~***~
Wróciłem do swojego mieszkania, trzaskając drzwiami i pobiegłem do swojej sypialni, rzucając się na łóżko. Co ze mną nie tak? Co ze mną kurwa nie tak? Czemu mam tak przesrane w życiu? Nie mam nikogo. Wszyscy albo odchodzą, albo okazują się fałszywymi sukami. Westchnąłem cicho, ciągnąc za włosy.
-Tatusiu, gdzie jest mamusia? - spytała słodkim głosem Jazzy.
Odwróciłem się do niej i wziąłem ją na kolana.
-Kochanie, wiesz, że mamusi nie ma. Patrzy na ciebie tam z góry - pocałowałem ją w policzek.
-Nie, nie - pokręciła śmiesznie głową - Chodzi mi o Tiffany. Ona jest teraz moją nową mamusią - uśmiechnęła się szeroko.
Poczułem gule w gardle i odwróciłem głowę, pozwalając kilku łzom spaść na pościel.
-Ona nie jest twoją nowa mamusią i nigdy nie będzie - powiedziałem stanowczym głosem.
-Ale tatusiu, ona jest strasznie miła i bawi się ze mną lalkami, i mówi, że jestem słodka i kochana, i przytulamy się często - odparła ze smutkiem.
-Przykro mi, księżniczko, ale nigdy więcej jej już nie zobaczysz, będziesz bawić się z Jasmine, jasne? - starałem się wymusić uśmiech.
-Ja chcę Tiffany! - zmarszczyła nosek.
-Królewno, powiedziałem ci już coś. Koniec. Idź do swojego pokoju, zaraz przyjdzie do ciebie moja siostra - postawiłem ją delikatnie na ziemię.
-Ale powiedz jej, to znaczy Tiff, że ja ją też kocham - pisnęła i wyszła z sypialni.
"Też?" Co to ma do cholery znaczyć? Wygląda na to, że ominęło mnie dużo więcej, niż myślałem..
Krzyknąłem z frustracji w poduszkę. Więc, ogólnie rzecz biorąc to jest zjebanie, bo Jazzy pokochała Tiffany z wzajemnością, co więcej, ja też ją pokochałem, Z WZAJEMNOŚCIĄ. I znowu jestem w takiej sytuacji, w której nigdy nie chciałbym się znaleźć. Mózg mi mówi, żebym zostawił ją raz na zawsze, a serce, że..
Że pomimo tego, co zrobiła, powinna być częścią mojej rodziny.
Nazywam się Justin Bieber i oficjalnie jestem wrakiem człowieka.
_______________________________________
no to łzy, hej, witajcie
zmieniłam user z ontariofuture na jelenadestiny
nie informujemy o następnym rozdziale
o boże o boże super rozdział <3 woow troszke sie działo... a końcówka z Jazzy słoooodka <333
OdpowiedzUsuńczekam na nn ;)
xoxox
ups to się porobiło ,czekam na następny
OdpowiedzUsuńkocham toopowiadanie jest takie inne ,czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziekuje tak dużo czekałam ;) rozdział smutny
OdpowiedzUsuńOmg super rozdział tylko trochę za krotki :3
OdpowiedzUsuńJak zawsze idealny, i pełen napięcia :*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ! <3
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę doczekać się kolejnego xx
o jaki fajny, szkoda że już nie informujecie
OdpowiedzUsuńanfnsdjksjvasdn BOSKI *.* Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Fajne *-*
OdpowiedzUsuńBoski jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńRozdział smutny , a już myślałam że się pogodzą ;( to nic teraz trzeba czekać z cierpliwością do następnego ;)
OdpowiedzUsuńo jejku jaki emocje...kurde nie wiedziałam, że Justin się tak zachowa....w sumie nie dziwie mu się...ale Tiff przecież nic takiego nie zrobiła..nie mogę doczekać się kolejnego..kocham <3333
OdpowiedzUsuńO jejku on jest cudny tylko szkoda że tak późno dodajesz :c
OdpowiedzUsuńcudowny ♥♥♥
OdpowiedzUsuń