piątek, 21 lutego 2014

czternasty

3 miesiące później

Justin's pov

Wszystko było idealne. Nasz związek, jej zdrowie, nasze relacje. Wszystko się układało. Pogodziliśmy się i wyjaśniliśmy sobie kilka spraw. Tak naprawdę nie potrafię bez niej żyć, jest wszystkim. Kocham ją całym moim sercem i nie wiedziałem, że będę w stanie kogoś jeszcze pokochać, jak Cailin. Jeśli istniejesz, to dziękuję Ci, Boże za nią.
Jazzy umierała za Tiffany. Codziennie się o nią dopytywała. Nawet raz poszła ze mną do szpitala i podarowała Tiff swojego misia, którego zawsze miała, gdy była chora. Mają bardzo dobry kontakt ze sobą i mogę powiedzieć, że się od siebie uzależniły.
Spojrzałem na nie, bawiące się na dywanie i uśmiechnąłem się do siebie. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Bo jestem. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie dzięki tym dwóm księżniczkom.
Jasmine, Destiny i Jace to najlepsi przyjaciele, jakich mogłem sobie wymarzyć, naprawdę. Pomagali nam przejść ten trudny okres. Mają swoje problemy, a zajmowali się nami. To skarb mieć takie osoby przy swoim boku.
Tiffany skończyła z gangiem raz, na zawsze. Sama chciała. Nie musiałem jej nawet do tego zmuszać. Stała się silniejszą osobą i patrzy realnie w przyszłość.
Francissco się od nas odczepił. Zdziwiłem się, że nic nie zrobił z tym pobiciem. Narzekać nie będę.
A Blair.. Zabije suke, gdy tylko przyjdzie okazja. Do tej pory miałem szacunek do kobiet i nigdy żadnej nie uderzyłem, ale jeżeli ktoś robi krzywdę osobie, którą kocham, to mogę zrobić wyjątek.
A ja?
Mam już wszystko czego chcę.
Wyrwałem się z rozmyślania nad swoim życiem i spojrzałem na ekran laptopa, szukając informacji o pewnym chłopaku. Miałem go sprawdzić dla Jasmine, nic takiego. Już miałem klikać, by wyświetlić następną stronę, ale pewne zdjęcie przykuło moją uwagę. Zbliżyłem twarz do monitora i rozszerzyłem oczy, rozpoznając osobę na fotografii. Wszedłem w ten link i zacisnąłem szczękę, czekając, aż strona się załaduje. Trwało to zaledwie kilka sekund ale dla mnie to była wieczność. I szczerze wolałbym by była to wieczność, bo to, co zobaczyłem.. Nie spodziewałem się tego, nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy bym się tego nie spodziewał. To było jak cios w serce, nie.. Wszystko już wracało do normy, dlaczego musiało się zjebać? Pokręciłem głową, kopiąc w stolik przede mną. Wkurwiłem się i zamknąłem laptopa, rzucając go o podłogę. Kątem oka zauważyłem, jak Tiffany każe iść Jazzy na górę, po czym usiadła obok mnie, na kanapie, gładząc moje ramię.
Upokorzenie i wstyd. To jest to, co teraz czułem. Nie do niej, nie do niego. Do siebie, że pozwoliłem, by to się stało, że pozwoliłem, by to przeszła. Byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem nawet myśleć. Przejechałem rękoma po twarzy i wziąłem głęboki wdech, patrząc się na Tiffany, która przygryzała nerwowo wargę. Zawsze to robiła, gdy się czymś denerwowała.
-Co się stało? - szepnęła, kładąc dwa palce pod moją brodą i podnosząc ją w swoją stronę.
Zacisnąłem mocniej szczękę, nic nie mówiąc.
-Justin, proszę, powiedz mi - nalegała.
-Nie spodoba ci się to - mruknąłem, oblizując usta.
-Powiedz - przełknęła ślinę, cofając rękę.
-Francissco nagrał ten gwałt i wstawił go do internetu - powiedziałem na jednym wydechu i schowałem twarz w dłoniach, słysząc cichutki szloch mojej dziewczyny.


________________________________________________
wybaczcie, że taki krótki, ale to taka zapowiedź przed piętnastym rozdziałem!!
@jelenadestiny

czwartek, 13 lutego 2014

trzynasty

Justin's Pov

Siedziałem cały czas na korytarzu czekając na informację o mojej dziewczynie,Jazzy siedziała razem z Destiny w kąciku dla dzieci,ja pierdole,co ja narobiłem,gdybym ją wysłuchał nie poznałbym tej pierdolonej szmaty Blair,a Tiffany nie walczyłaby teraz o życie.
-Co się do cholery stało?-krzyknęła przerażona Jasmine podchodząc do nas.-To Twoja pierdolona wina Justin!To wszystko Twoja wina!-krzyczała kręcąc głową.-Nie zasługujesz na nią!
-Jasmine..proszę uspokój się..-szepnąłem. 
-Poleciałeś do innej,a ta suka biła Ci dziecko a następnie strzeliła do Tiff,a to Twoja wina,bo gdybyś miał głowę nic by się nie stało!
Westchnąłem ciężko i przytuliłem moją siostrę,by już przestała krzyczeć.Ma racje,to moja wina,ale ona i tak stwierdziła,że to nie prawda,bo to ona robiła źle,nie prawda.Wytrzymała ten gwałt,to jak ją potraktowałem wtedy w klubie,uratowała Jazzy od Blair,ona wszystko robiła dobrze,a ja ją traktowałem jak sukę,odpychałem ją,była matką Jazmyn,nie prawdziwą,ale to jak Jazzy tęskniła za nią,to jak Jace i Jasmine tęsknili za nią..to jak ja umierałem z tęsknoty do niej..
Zsunąłem się po ścianie i zacisnąłem szczękę odchylając głowę w tył.

Po paru godzinach przyszedł do nas Jace,jako jedyny chyba był najbardziej ogarnięty,co chwile pytał lekarzy,ale chuje jak zwykle nic nie wiedzą,pielęgniarki opowiadają sobie żarty przed salą operacyjną,gdybym tylko mógł rozwaliłbym im twarze,moja miłość tam umiera a one co kurwa żartują sobie?Ja pierdole. 
Po parunastu minutach wyszedł lekarz i podeszli do mnie. 
-Pan z rodziny?-uniósł brwi,podniosłem się i poprawiłem bluzę.
-Tak,to..to moja narzeczona.-kiwnąłem głową kątem oka widząc jak każdy z moich bliskich patrzy na mnie zaszokowany.
-Oh,więc w takim razie dziewczyna jest już w stanie stabilnym,bardzo osłabiona..teraz śpi,na szczęście szybko przerwaliśmy krwotok,tak samo kula ją jakimś cudem drasnęła,ale jeżeli będzie taka możliwość bliznę również usuniemy,jak na razie jej brzuch jest owinięty bandażem.-powiedział mężczyzna trzymając jakieś papiery wa rękach. 
-Czy można do niej wejść?-spytałem podwijając rękawy bluzy. 
-Jedna osoba,czyli pan.-wskazał na mnie dłonią a później spojrzał na resztę i kiwnął głową w geście przeprosin.
Zmierzwiłem włosy i wszedłem do sali,przełknąłem ślinę widząc moją dziewczynkę leżącą na szpitalnym łóżku,podłączoną do wszystkich tych kabli.Usiadłem na krześle przysuwając go do łóżka.Chwyciłem jej dłoń a ona otworzyła oczy patrząc na mnie.
-Hej skarbie.-mruknąłem przygryzając dolną wargę,by pohamować łzy. 
-Hej.-wymamrotała słabo mrużąc oczy przez światło,które przebijało się przez okno. 
-Skarbie,tak mi przykro nigdy nie myślałem,że tak się stanie to moja wina,to kurwa moja wina,sam źle się czułem przy życiu,czuję się beznadziejnie,to ja powinienem tu leżeć,to całe gówno jest przeze mnie,ty leżysz tutaj z tym wszystkim,a ja jestem żywy,cholera Tiff ja nie chcę byś odchodziła,nie chcę Cię tracić,błagam Cię..kocham Cię.-wymamrotałem czując łzy na policzkach.
-to jej wina Justin,nie wiń się.-szepnęła słabo przymykając powieki. 
Posiedziałem z nią jeszcze kilka minut próbując z nią rozmawiać,ale lekarz powiedział,że jest bardzo osłabiona,więc odpowiada krótko i słabo,pocałowałem ją w czoło i powiedziałem,że idę coś zjeść,ale zaraz wrócę. 
Kiedy wyszedłem podeszła do mnie Destiny wypytując o nią.
-Jest słaba,ale na wszystko reaguje normalnie,prawdopodobnie bliznę też będzie można usunąć,na razie odpoczywa.
-Justin,wiesz,że gdybyś powiedział,że jesteś jej chłopakiem wpuściliby Cię normalnie..czemu powiedziałeś,że jest Twoją narzeczoną?-spytała Des.
-Niedługo się dowiesz.-mruknąłem i poszedłem w stronę baru szpitalnego....



-

hej wam!jesteście ciekawi co Justin ma na myśli?:)
komentujcie!
@selenastuffs

poniedziałek, 10 lutego 2014

hej!

KOCHANI CHCIAŁABYM WAS ZAPROSIĆ NA MÓJ WŁASNY FANFICTION Z JUSTINEM,MAM NADZIEJE,ŻE WAM SIĘ SPODOBA http://biebersambition-fanfiction.blogspot.com/ !!!!!
@selenastuffs 

niedziela, 9 lutego 2014

dwunasty

Tiffany's pov

-Skarbie, powiedz mi, co ci robiła ta pani? - usadziłam sobie Jazzy na kolanach, sama zasiadając na kanapie.
-Biła mnie, gdy nie było tatusia, a gdy on wracał to mi nie wierzył - mruknęła, wtulając się w moją pierś.
-Już spokojnie, księżniczko, nic ci nie grozi - pocałowałam ją w głowę, pocierając delikatnie plecy.
Moja biedna mała królewna. Przeszła przez takie piekło. Westchnęłam ciężko i zaczęłam się zastanawiać, co powiem Justinowi, gdy przyjdzie po córkę.


Justin's pov

Wróciłem do domu i wszedłem do środka, trzaskając drzwiami. Co ja kurwa narobiłem. Pociągnąłem za włosy, kierując się w stronę salonu.
-Jaaaay, tęskniłam za tobą - rzuciła mi się na szyję Blair.
-Ta, ja też - mruknąłem beznamiętnie.
-Muszę ci coś powiedzieć - przygryzła niewinnie wargę. Myślała, że wyszło jej to seksownie, fail - Ktoś porwał Jazzy.
-CO - krzyknąłem, odsuwając się od niej.
-Byłyśmy na placu zabaw, poszła na huśtawki, a ja usiadłam na ławce, patrząc na nią. Na chwilę tylko odwróciłam wzrok, a tam jej nie było - szepnęła.
-Jaką idiotką trzeba być, by nie dopilnować dziecka?! - warknąłem i złapałem ją za dłoń - Idziesz ze mną ją szukać.
Wybiegliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu, po czym skierowałem się w miejsce, w którym byłem bardziej niż pewny, że będzie tam Jazmyn.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu i wysiadłem szybko z pojazdu, podchodząc do drzwi i mocno w nie pukając.


Tiffany's pov

-Ja pierdole - mruknęłam i spoglądając ostatni na na Jazzy, otworzyłam drzwi i przyrzekam, że mój żołądek podskoczył mi do gardła.
Przede mną stał zdenerwowany Justin, a za nim jego nowa dziwka. Założyłam ręce na piersi i przełknęłam ślinę.
-Po chuja ruszałaś Jazmyn? - krzyknął - Mówiłem ci, byś się od niej odpierdoliła raz na zawsze!
-Możemy pogadać? - szepnęłam - Sami - warknęłam, patrząc na Blair.
Chłopak zamknął za mną drzwi i wziął mnie za rękę, odchodząc od domu. Widziałam, jak jego nowa dziewczyna wsiada do samochodu. Wywróciłam oczami i spojrzałam się na niego.
-Ta twoja nowa dziwka biję małą - powiedziałam spokojnie.
-A teraz powiedz mi coś, co będzie prawdą - syknął.
-Mówię prawdę, Justin. Uderzyła ją w ramię i nazwała ją zasranym bachorem. Mało tego, groziła jej, że ją zabije - założyłam ręce na piersi.
Widziałam, jak zaciska swoją szczękę i zabijcie mnie, bo nie powinnam myśleć o tym w tym momencie, ale cholera, on był kurewsko seksowny.
-Ja pierdole, czemu ja mam takiego pecha w życiu - schował twarz w dłoniach i usiadł na krawężniku.
-Nie masz. Cailin dała ci przepiękną córeczkę, dla której warto żyć - usiadłam obok niego, delikatnie pocierając jego plecy.
-Nie mam na to siły, Tiffany, nawet nie mam siły się na nią porządnie wkurwić za to, co zrobiła mojej księżniczce - szepnął.
Był załamany. To było widać. Na zewnątrz niegrzeczny mężczyzna, a w środku mały, zagubiony i bezbronny chłopczyk. Ujęłam jego twarz w dłonie i obróciłam ją w swoją stronę, patrząc mu w oczy.
-Nie przejmuj się nią, ona nie zasł..-
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Francissco cię zgwałcił? - przerwał mi na co rozszerzyłam oczy i rozchyliłam usta.
-S..skąd wiesz? - załkałam, biorąc szybko ręce.
-Nieważne, czemu mi nie powiedziałaś co ten chuj ci zrobił? - warknął.
-Zerwałeś ze mną, po co miałam ci mówić? - pojedyncze łzy spłynęły mi po policzkach.
-Może i zerwałem, ale nie powiedziałem, że przestałem się tobą przejmować, a co najważniejsze, nie przestałem cię kochać - oblizał usta.
Spojrzałam się szybko na niego, po czym pokręciłam głową, mocno wpijając mu się w usta. Odwzajemnił szybko pocałunek, łapiąc mnie za biodra. Położyłam ręce na jego torsie i zmarszczyłam brwi, gdy się odsunął.
-Co się stało? - uniosłam z zaciekawieniem brwi.


Justin's pov

-Kurwa, ty chuju pierdolony, zapłacisz za to, co zrobiłeś mojej dziewczynie - syknąłem, wbiegając do pomieszczenia i uderzając go mocno w brzuch. Kątem oka zauważyłem, jak podchodzą do mnie jego "koledzy" i próbują mnie od niego odepchnąć, ale hej, jestem Justin Bieber, jeden z najlepszych w tej branży, więc szybko ich od siebie odsunąłem i niemiłosiernie biłem skurwiela w brzuch i plecy.
-Jesteś nikim, Bieber. Jesteś bezużytecznym gównem, chodzącym na tej ziemi, rodzice powinni się za ciebie wstydzić - zaśmiał się, plując krwią.
-To ty jesteś nikim, jesteś szmatą, którą nikt nie potrzebuje, nie masz dla kogo żyć, nie masz po co to robić, jesteś chujem i nikt za tobą nie będzie płakał, jakbyś umarł, mówią, że jesteś najlepszym w tym mieście - prychnąłem - Mylą się. Jesteś nikim. Nikim - krzyknąłem i odwróciłem się, zostawiając go zalanego krwią.
Wyszedłem z pokoju i poczułem ostry ból w klatce piersiowej. Podniosłem głowę i zobaczyłem j ą. Zmrużyłem oczy i szybkim ruchem strzeliłem, patrząc, jak jej drobne ciało osuwa się o ścianę w dół.
-To za moją Cailin - splunąłem na nią i wyszedłem z magazynu.

-Wiesz co.. Chyba nie masz na kilka miesięcy szefa - wzruszyłem ramionami.
-Co ty z nim zrobiłeś? - mruknęła Tiff.
-Dostał za swoje - podniosłem się i wyciągnąłem do niej rękę. Podeszliśmy oboje do samochodu i otworzyłem drzwi Blair - Wyłaź, suko - warknąłem.
-Przepraszam, co? - założyła ręce na piersi.
Wywróciłem oczami.
-Oszczędzę cię teraz, ale następnym razem, gdy jeszcze raz tkniesz moją Jazzy, nie zawaham się użyć broni - syknąłem.
-Oh, to teraz już wielce szczęśliwy, wracasz do tej dziwki? - zmrużyła oczy.
-Uważaj na słowa, Russo - podszedłem do niej.
-Jesteś tylko mój rozumiesz i żadna szmata tego nie zmieni - wyciągnęła pistolet i strzeliła prosto w brzuch Tiffany.
Odwróciłem się szybko i złapałem upadającą dziewczynę, czując, jak oczy zachodzą mi łzami.
-Destiny!! - krzyknąłem, odgarniając włosy z twarzy Tiff - Maleńka, obudź się, proszę nie odchodź ode mnie. Nie zostawiaj mnie - błagałem.
-Co się dzie.. O kurwa - wyciągnęła szybko komórkę i zadzwoniła po pogotowie. Powiedziała im o stanie mojej królewny i podbiegła do mnie - Przyjadą zaraz. Gdzie ta pierdolona suka? - warknęła.
-Uciekła - oparłem głowę o samochód, tuląc do piersi dziewczynę, którą pokochałem nad życie.
Nie mogę jej stracić. Nie teraz. Za wcześnie. Znowu, nie, nie, nie. NIE. Nie chcę ponownie tej sytuacji.
Jazzy nie może stracić ponownie mamy.


__________________________________________
hejcia, no to się porobiło, o kurwa. 
rozdziały będziemy dodawać, jak będzie 20+ komentarzy, więc komentujcie!!
kc
@jelenadestiny

środa, 5 lutego 2014

jedenasty

Tiffany's Pov

-Tiffany,błagam Cię rusz się,nie możesz całą wieczność siedzieć w tym pokoju,szczególnie,że wszystkie poduszki są mokre od łez,przypominam Ci,że razem śpimy.-jęknęła Destiny wyciągając mnie z łóżka.Podniosłam się powoli mrużąc oczy na co moja przyjaciółka rzuciła we mnie sukienką i butami na koturnach.
-Cholera,Des to bolało.-syknęłam,a ona pociągnęła mnie za rękę do łazienki.
-Okej,słuchaj mnie..wykąp się,ogarnij,kosmetyki masz w walizce.
-Destiny,posłuchaj teraz ty mnie,nie chcę nigdzie wychodzić,wygodnie mi tam gdzie leżałam.-jęknęłam odgarniając włosy na bok,ale zanim zdążyłam cokolwiek dodać ona przewróciła oczami i wyszła z łazienki zostawiając mnie samą. 
Westchnęłam ciężko pod nosem i zdjęłam swoje ciuchy,po czym rozpuściłam włosy.Weszłam do kabiny biorąc orzeźwiający prysznic,wzięłam szampon jabłkowy..ulubiony Justina,uwielbiał kiedy moje włosy pachniały jabłkami,pewnego razu umyłam jakimś zwykłym,obraził się za to.Uśmiechnęłam się na to wspomnienie,kiedy skończyło się to tak,że wszedł ze mną pod prysznic i sam umył mi włosy. 
Poczułam łzy na policzkach i zsunęłam się po zimnych kafelkach chowając twarz w dłoniach.
Nie..Nie,Tiffany nie możesz znów płakać,to koniec,odszedł od Ciebie. 
Walnęłam kilka razy w ścianę i podniosłam się wychodząc z kabiny.Wytarłam się,wysuszyłam włosy i założyłam czystą bieliznę,pomalowałam się i założyłam swoją sukienkę oraz koturny.
Po parunastu minutach wyszłam z łazienki patrząc na Destiny.
-Zadowolona?Idziemy.-burknęłam i pociągnęłam jej rękę wychodząc z pokoju,przywitała nas jej ciocia Stella,w porządku kobieta,przygarnęła mnie tak naprawdę,kiedy straciłam dom. 
Uśmiechnęła się do nas a my odwzajemniłyśmy jej uśmiech,tej kobiecie zawdzięczam dużo,bo to ona teraz mnie utrzymuje,ponieważ skończyłam z gangiem przez to co się stało.
Aktualnie pracuje w starbucksie,ale na pół etatu,mało zarabiam,ale na tyle by kupować sobie potrzebne rzeczy. 
-Gdzie chcesz iść?-westchnęła,kiedy ciepłe powietrze walnęło w nią.
Rozejrzałam się po zapełnionych chodnikach na Manhattanie i przewróciłam oczami ciągnąc ją za sobą.
-Przed siebie,przejdźmy się byle gdzie.-mruknęłam zwalniając tępo.

~**~ 

Szłyśmy tak z czterdzieści minut,ale zrobiło mi się trochę lepiej.Zaszłyśmy do parku,na którym był plac zabaw,usiadłam na ławce razem z Destiny i zaczęłyśmy rozmawiać o swoich tematach,naprawdę były glupie,ale rozbawiały mnie do łez. 
Lepsze te łzy niż od smutku.
Po chwili dojrzałam jakąś małą dziewczynkę..chwila,chwila..to jest..
-Jazmyn!-wyprostowałam się gdy usłyszałam to imię,a najgorsze jest to,że nie trzymał ją Justin albo Jasmine..tylko jakaś inna,wysoka,chuda kobieta. 
-Ty zasrany bachorze,jeszcze raz zrobisz mi taką akcje przy Twoim ojcu to Cię zabije,zrozum,żadna Tiffany nie będzie już z tobą mieszkać,tylko ja,Twój tata teraz kocha mnie!-krzyknęła i walnęła ją w ramię i popchnęła ją w stronę dzieci.
-O mój boże.-wyszeptała Tiffany,na co ja zacisnęłam pięści i podniosłam się,ale ręką Tiffany mnie zatrzymała.
-Nie możesz iść jej zabić. 
-No co?Destiny,walnęła dziewczynkę,ale jeszcze jaką dziewczynkę..moją dziewczynkę.-szepnęłam zagryzając dolną wargę. 
-To nowa laska Justina.-mruknęła przechylając głowę w bok.
-Nieważne,nie obchodzi mnie to,zabieram ją do domu.-syknęłam i wyrwałam się jej szybko podbiegając do Jazzy.
-Hej skarbie.-delikatnie dotknęłam ją w ramię kucając naprzeciw niej.
-Tiffany!-pisnęła radosnie owijając swoje drobne rączki wokół mojej szyi.-Ratuj mnie od tej pani.-szepnęła swoimi malutkimi dłońmi włosy z mojej twarzy. 
-Właśnie mam taki zamiar zrobić,pojedziesz teraz do mnie i do Destiny,okej?-szepnęłam rozglądając się czy ta suka nas nie widzi.
Jazzy odpowiedziała mi kiwnięciem głową,wzięłam ją szybko na ręce i razem z Destiny pobiegłyśmy z małą do domu.. 

Justin's Pov 

Mój szef kazał mi iść do Francissca po kasę za towar,nienawidzę tego kretyna,wiem,że z nim mam wojnę,ale cóż poradzę to chory biznes,wszedłem do dużego budynku i wjechałem windą na samą górę.
Zacząłem omijać jakieś biura,aż wreszcie doszedłem do pomieszczenia,w którym zarządzał Burke. 
-..no i widzisz nie zrobiła swojego polecenia,więc teraz ma,zgwałciłem ją i jakoś mnie to nie obchodzi jak się czuje,Tiffany Fray oberwała za siebie i swojego chłopaczka,nie zabiła go,to teraz ma,szczególnie również,że schrzaniła sprawę z Cailin,laską Justina,miała ją zabić a nie ratować jego zakichane dziecko,w sumie mogłem ją zabić,ale jej ciało jest za dobre.-parsknął Francissco. 
Czekajcie..Czyli moja mała dziewczynka nic nie zrobiła?Wyrzuciłem ją za nic?A jeszcze została zraniona przez tego..KURWA. 


no to macie,rozdziały następne będą dodawane co 1/2 dni! 
trzymajcie się. 
@selenastuffs 

poniedziałek, 3 lutego 2014

dziesiąty

Justin's pov

-Przyjechałeś mnie co? - szepnęła słabo.
-Przyjechałem cię odzyskać, Tiffany. Jesteś dla mnie wszystkim, musisz do mnie wrócić, bo ja bez ciebie zwariuję - powiedziałem na jednym wydechu.
-Wiesz jak się poczułam? Poczułam się jak jakaś nic nieznacząca dziwka. Jak jakaś szmata, która ci się znudziła, nie da się tego tak łatwo wybaczyć - pokręciła głową, powodując skurcze mojego żołądka.
-Ałć, zabolało - szepnąłem - Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam. Byłem pijany, nie wiedziałem co robię, naprawdę nie chciałem z nią wtedy tego robić.
-Kim ona jest? - oparła się lekko o framugę.
-To Veronica Mcgromery. Spotkaliśmy się dawno temu na jakiejś akcji - wzruszyłem ramionami.
-Czekaj, czekaj - uniosła palec wskazujący w górę - Jak ona się nazywa?
-Veronica Mcgromery, a co? - zmarszczyłem brwi, patrząc na nią spod przymrużonych oczu.
-Oh - oblizała usta - O ile dobrze pamiętam, to ta suka zabiła ci dziewczynę - westchnęła.
-Co?! - krzyknąłem i rozszerzyłem oczy.
-Chodź - otworzyła szerzej drzwi i usiadła na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie, bym usiadł. Podszedłem do niej i spocząłem, opierając się o oparcie.
-Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Był to najgorszy napad w jakim brałam udział - przygryzła wargę - Siedziałam w magazynie, gdy przyszedł nasz szef i powiedział, że mamy zadanie. Wskazał na mnie, Veronicę i dwóch innych chłopaków, mówiąc, że my je wykonamy. Oczywiście zgodziliśmy się i czekaliśmy na informację o osobie, którą mamy zabić. Cailin Emily Wilson, lat 17. No okej. Dziewczyna, jak dziewczyna. Dostaliśmy jej adres zamieszkania i pojechaliśmy późnym wieczorem na miejsce. Czekaliśmy około godzinę, aż wyjdziesz z domu - spojrzała na mnie - Tak, znam cię dłużej, niż sądzisz, po prostu zapomniałam o tym jak masz na imię i te sprawy. Twarzy nigdy nie zapominam.. Więc, gdy w domu została sama Cailin, ukradkiem weszliśmy do środka i zbliżaliśmy się do pokoju, w którym przebywała. Lecz coś przykuło moją uwagę. Przechodząc obok jednego pomieszczenia, usłyszałam ciche gaworzenie. Spojrzałam do środka i zobaczyłam ją. Tak, to była twoja Jazzy - pokiwała głową - Gdy wtedy przyszłam do twojego domu, by cię zabić i ona się odezwała, wiedziałam od razu kim jest. Kogo, jak kogo, ale ją zapamiętałam dokładnie. Strasznie urosła - uśmiechnęła się pod nosem - Cailin akurat wyszła z salonu, bo chciała wejść do małej i w tym samym momencie, gdy pojawiła się na holu, Veronica pociągnęła za spust. Nie miałam czasu, by zareagować, nie zdążyłam, jej powiedzieć, że jest tu małe dziecko. Pozostali uciekli do samochodu, a ja jeszcze tylko zadzwoniłam po pogotowie i wróciłam do nich, po czym odjechaliśmy do swojego magazynu. Rok później Francissco wywalił Ver z gangu. Nie poznałam jej od razu, bo strasznie się zmieniła. Kiedyś chodziła ubrana normalnie i miała inne włosy.
Spojrzałem się na nią w szoku nie mówiąc ani słowa. Nie wiedziałem co myśleć. Przez głowę przebiegało mi miliony myśli, nie mogąc skupić się na jednej.
-Byłaś tam i nawet jej nie zatrzymałaś? - krzyknąłem.
-Mówiłam ci, że ona strzeliła, zanim poskładałam wszystko do kupy - odkrzyknęła.
-Powinnaś szybciej zajarzyć, że to jej dziecko! - wrzasnąłem - Nie mogę uwierzyć, że brałaś w tym udział, nie mogę uwierzyć, że byłaś współwinna zabiciu matki mojego dziecka. Powinienem cię wtedy zabić, powinienem sprawić, byś cierpiała, tak ja cierpię do teraz. I ja tu przyszedłem cię przepraszać za to, że ważniejszy był dla mnie taniec z Veronicą, niż zajęcie się tobą - prychnąłem - Boże, jakim ja jestem idiotą. Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy! Rozumiesz, nie masz prawa wpierdalać się w moje i Jazzy życie, zniknij z niego raz na zawsze. Nie chcę cię więcej widzieć, to koniec.
-Justin! Pozwól mi to wytłumaczyć - krzyknęła zapłakana.
-Wytłumaczyć co? Że miałaś zlecenie od szefa i je wykonałaś? Co tu jest do tłumaczenia? To, że mnie wtedy nie znałaś, to że się wtedy we mnie jeszcze nie zakochałaś, to? To nie ma nic wspólnego z tym co zrobiłaś. Zapomnij o mnie i o tym co było - wstałem z kanapy, podążając do drzwi.
Nie mogłem w to uwierzyć. Chciałem powierzyć całe swoje życie i całą swoją przyszłość dla osoby, która spierdoliła mi je na zawsze. Dlaczego mam takiego pecha w miłości, dlaczego. Dlaczego nie mogę być szczęśliwy i mieć kochającej się rodziny?
Zauważyłem, że Tiffany wstała i poszła za mną, wycierając łzy.
-Odejdź ode mnie! Czego jeszcze chcesz? Teraz chcesz mi zabrać córkę? - warknąłem, przepełniony złością.
-Co.. - stanęła, mrugając szybko oczami - Nigdy o tym nawet nie pomyślałam, nigdy, rozumiesz?! Zżyłam się z nią, jak z własną siostrą, co więcej, jak z córką, a ty śmiesz mówić, że chciałam ją zabić?
-Nie masz prawa traktować jej jak córkę - powiedziałem spokojniej - Odejdź ode mnie raz na zawsze! - krzyknąłem, wychodząc z domu.
-Przepraszam, Justin, kocham cię - szepnęła i upadła na kolana, chowając twarz w dłoniach.

~***~

Wróciłem do swojego mieszkania, trzaskając drzwiami i pobiegłem do swojej sypialni, rzucając się na łóżko. Co ze mną nie tak? Co ze mną kurwa nie tak? Czemu mam tak przesrane w życiu? Nie mam nikogo. Wszyscy albo odchodzą, albo okazują się fałszywymi sukami. Westchnąłem cicho, ciągnąc za włosy.
-Tatusiu, gdzie jest mamusia? - spytała słodkim głosem Jazzy.
Odwróciłem się do niej i wziąłem ją na kolana.
-Kochanie, wiesz, że mamusi nie ma. Patrzy na ciebie tam z góry - pocałowałem ją w policzek.
-Nie, nie - pokręciła śmiesznie głową - Chodzi mi o Tiffany. Ona jest teraz moją nową mamusią - uśmiechnęła się szeroko.
Poczułem gule w gardle i odwróciłem głowę, pozwalając kilku łzom spaść na pościel.
-Ona nie jest twoją nowa mamusią i nigdy nie będzie - powiedziałem stanowczym głosem.
-Ale tatusiu, ona jest strasznie miła i bawi się ze mną lalkami, i mówi, że jestem słodka i kochana, i przytulamy się często - odparła ze smutkiem.
-Przykro mi, księżniczko, ale nigdy więcej jej już nie zobaczysz, będziesz bawić się z Jasmine, jasne? - starałem się wymusić uśmiech.
-Ja chcę Tiffany! - zmarszczyła nosek.
-Królewno, powiedziałem ci już coś. Koniec. Idź do swojego pokoju, zaraz przyjdzie do ciebie moja siostra - postawiłem ją delikatnie na ziemię.
-Ale powiedz jej, to znaczy Tiff, że ja ją też kocham - pisnęła i wyszła z sypialni.
"Też?" Co to ma do cholery znaczyć? Wygląda na to, że ominęło mnie dużo więcej, niż myślałem..
Krzyknąłem z frustracji w poduszkę. Więc, ogólnie rzecz biorąc to jest zjebanie, bo Jazzy pokochała Tiffany z wzajemnością, co więcej, ja też ją pokochałem, Z WZAJEMNOŚCIĄ. I znowu jestem w takiej sytuacji, w której nigdy nie chciałbym się znaleźć. Mózg mi mówi, żebym zostawił ją raz na zawsze, a serce, że..
Że pomimo tego, co zrobiła, powinna być częścią mojej rodziny.
Nazywam się Justin Bieber i oficjalnie jestem wrakiem człowieka.


_______________________________________
no to łzy, hej, witajcie
zmieniłam user z ontariofuture na jelenadestiny

nie informujemy o następnym rozdziale