Szłam zalana łzami przez ciemne ulice miasta, mając spuszczoną głowę w dół. Wszystko wokół było takie czarne, nie mogłam rozróżnić postaci, ani przedmiotów. Był środek nocy, więc praktycznie nikogo nie było na dworze. Co jakiś czas tylko przeszedł jakiś mężczyzna, albo jacyś bezdomni siedzieli w kątach. Wzdrygnęłam się na myśl, że mogę tak skończyć. Patrzyłam się na swoje nogi i co chwila pociągałam nosem. Zapomniałam nawet, że obok mnie idą Jace i Destiny. Szliśmy w ciszy, bo co mieliśmy mówić. Miałam chociaż czas, by się nad wszystkim zastanowić. Ta dziwka miała na imię Veronica. Nie wiem skąd się znają, ale jest atrakcyjną dziewczyną, nie da się tego ukryć. Była jeszcze ubrana, jak te spod latarni.. Nie dziwię się w sumie, że Justinowi buzowały hormony. Ale kurwa no.. Potraktował mnie, jak jakąś nic dla niego nie znaczącą idiotkę. To mnie zabolało. W ciągu ostatnich tygodni naprawdę się do siebie zbliżyliśmy i zależało/zależy mi na nim. Tylko nie wiem, czy idzie to w dwie strony.. Na dodatek mam całą dłoń w bandażu. Już nie boli jak wcześniej, ale świadomość, że Justin przejął się bardziej tym, że musiał przerwać taniec z Veronicą niż tym, że z mojej ręki wylewały się litry krwi zabolała podwójnie. Nie wiem co teraz zrobię.. Będę musiała zatrzymać się u Destiny na jakiś czas. O ile będę mogła, oczywiście, bo sama nie ma łatwo w domu.
-Des, będę mogła u ciebie na trochę się zatrzymać? - szepnęłam, patrząc na przyjaciółkę.
-Jasne, nie musisz nawet pytać - uśmiechnęła się ciepło, obejmując mnie ramieniem.
Jak to dobrze wiedzieć, że są na tym świecie osoby, które się mną przejmują. Westchnęłam cicho i podniosłam głowę, patrząc na budynek przedstawiający dom Justina. Weszliśmy do środka i przełknęłam ślinę. No, Tiff, czas się stąd wynieść. Destiny i Jace spoczęli na kanapie, gdy ja weszłam na górę i ruszyłam w stronę sypialni. Nie było w domu Jasmine i Jazzy.. Pewnie są w domu Jas. Wyciągnęłam walizkę i otworzyłam szafę, wrzucając do niej wszystkie swoje rzeczy. Gdy uporałam się z tą czynnością, usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach zaczynając płakać. Dlaczego to musiało mnie spotkać? Było zbyt pięknie, by mogło to przetrwać na dłużej. Weź się w garść Fray. Pokręciłam głową i wstałam, ocierając kostkami palców łzy. Już miałam wychodzić, gdy odwróciłam się i sięgnęłam po ulubioną koszulkę Justina, a następnie upchnęłam ją gdzieś w walizce. Pociągnęłam nosem i zeszłam na dół, stawiając walizkę przy drzwiach wejściowych.
-Trzymasz się jakoś, mała? - zapytał z troską w głosie Jace.
-Tak, dziękuję, że ze mną jesteście, naprawdę - kiwnęłam głową.
Zrobiliśmy grupowy uścisk i schowałam kosmyk włosów za ucho.
-Przyjdę do was może jutro zobaczyć jak się trzymacie, a na razie zostanę tu i poczekam, aż Jay wróci. Mamy trochę do pogadania - powiedział jednoznacznie chłopak.
Pokiwałam ponownie głową i przytuliłam go jeszcze raz, biorąc w rękę walizkę i wyszłam z domu. Zobaczyła katem oka, jak Destiny całuje Jace'a w policzek i uśmiechnęłam się lekko. Może coś z tego będzie. Wzruszyłam ramionami i gdy moja przyjaciółka stanęła obok mnie, ruszyłyśmy w stronę jej domu. Nie wiem co teraz będzie. Jestem rozdarta psychicznie. Przez myśl przeszło mi, że to wszystko było ustalone od początku. Chciał mnie w sobie rozkochać, bym go nie zabijała, a potem rzucić, jak pierwszą lepszą. Mój głupi mózg sprawił, że kilka łez spłynęło mi po policzku, które szybko wytarłam, by Destiny ich nie zauważyła. Jeszcze Francissco.. Zgwałcił mnie. Justin o tym nie wie. Czuję się jak szmata razy dwa. Nic nie znacząca suka, którą wszyscy mogą wykorzystać.
Ogólnie rzecz biorąc, gdyby nie ona, już dawno byłabym na torach, czekając na nadjeżdżający pociąg.
Justin's pov
Dawno tak się nie bawiłem. Jedna z najlepszych nocy w moim życiu. I jeszcze Veronica, kurwa, miałem ochotę ją pieprzyć na tym parkiecie. Oblizałem usta, wracając do domu i przejechałem ręką po włosach. Nie pamiętam dużo. Byłem strasznie pijany, nadal jestem, będąc szczerym. Była jakaś akcja z Tiffany, potem coś poszła, Destiny była zła, nie wiem, pierdolić to. Westchnąłem, błądząc kluczem w zamku. Już miałem wyważyć te drzwi, gdy w progu stanął Jace. I nie wiem co się stało, ale twarz miał nie za przyjemną. Wszedłem do środka i od razu ruszyłem do kuchni, nalewając sobie wody do szklanki.
-Stary, mówię ci, już zapomniałem, jak seksowna jest Veronica - mruknąłem, upijając łyk.
-Justin, naprawdę? Ty się kurwa martwisz o jakąś sukę, gdy twoja dziewczyna się spakowała i cała zalana łzami się wyprowadziła, bo kurwa przerwała ci taniec? - warknął - Nie masz już za grosz szacunku?
-O czym ty do mnie mówisz.. - jęknąłem, kręcąc głową - Pogadamy jutro, idę spać, cześć.
~***~
-Możesz mi wytłumaczyć o co ci wczoraj chodziło? - mruknąłem, robiąc sobie coś do jedzenia.
-Zerwałeś wczoraj z Tiffany - wzruszył ramionami.
-Co? - krzyknąłem, a nóż spadł na podłogę.
-To co słyszysz, idioto - oblizał usta, siadając wygodnie w fotelu.
-Ale jak, co.. przecież ja nigdy.. o co chodzi? - podszedłem do niego.
-Tańczyłeś z Veronicą, nie wiem, czy można nazwać to tańcem, ale tak było, obściskiwaliście się na środku parkietu. Tiffany była zazdrosna i rozbiła wszystkie szklanki i butelki, stojące na stole. Podeszła do ciebie, oczekując wyjaśnień, ale ty naskoczyłeś na nią, bo przerwała ci taniec, więc kazałeś jej się spakować i wynosić z twojego mieszkania. Muszę ci pogratulować spieprzenia sobie związku, stary, bądź z siebie dumny, bo to jedna z niewielu lasek, która pokochała cię takiego jakim jesteś, a nie dlatego, że jesteś, jak to mówią "najseksowniejszy w mieście" - wywrócił oczami i wyszedł z domu.
Stałem tam jak wryty z rozchylonymi ustami i rozszerzonymi oczami. Co ja do cholery zrobiłem? Wygoniłem ze swojego życia osobę, która była dla mnie najważniejsza. Spierdoliłem dwa miesiące związku. Ja.. Przez jakąś Veronicę. Co mi kurwa strzeliło do głowy, by tak się zachować. Muszę ją przeprosić i odzyskać, nie mogę pozwolić jej odejść, nie. Nie tym razem. Wbiegłem szybko na górę i ubrałem się, szukając swojej ulubionej koszulki. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, gdzie ona jest. Przeszukałem ostrożnie całą półkę. Zero. Nie ma. Nagle do głowy wpadła mi myśl, że Tiffany mogła ją wziąć. Skręciło mnie coś w żołądku, a w gardle pojawiła się ogromna gula. Miałem ochotę się rozpłakać, jak małe dziecko. Przełknąłem ślinę i zszedłem na dół, wychodząc z domu i wsiadłem do swojego samochodu, ruszając w stronę domu Destiny. Wiedziałem, gdzie ona jest. To jedyne miejsce, gdzie mogła się schować. Zaparkowałem przed wejściem i wysiadłem z auta, podchodząc do drzwi. Uporządkowałem swoje uczucia, myśli i wziąłem głęboki oddech, pukając do drzwi. Wiem po co tu jestem. Jestem tu po to, by ją odzyskać, by odzyskać swoje szczęście. Moje myśli przerwała Tiffany, otwierająca drzwi. I moje serce dosłownie pękło, gdy zobaczyłem ją zapłakaną. Miała na sobie moją koszulkę.. Przygryzłem wargę, nie chcąc uronić żadnej łzy.
-Co tu robisz? - usłyszałem jej słaby głosik.
-Przyjechałem cię odzyskać.
______________________________
chyba płaczę